wtorek, 28 lipca 2020

ZA SIEBIE


Mam taki napar magiczny,
Że każde ust zanurzenie
Wprowadza mnie w wymiar inny –
W kolejne moje wspomnienie
I nagle w tym to momencie,
Gdy wargi zraszam miksturą,
Niczym baśniowe zaklęcie
Wbrew wszelkim granicom, murom
Odsłania przede mną przeszłość
W całej jej wiernej scenerii…
Pamiętam szczegółów większość,
Ale niektóre mizernie,
Jakby przez mgłę wyławiane
Z mej ciekawości zwątpieniem,
Gdzieś na poddaszu chowane
I zatrzaśnięte milczeniem.
Pod ekscytacji kuszeniem
I z sentymentów przymusem
Wchodzę odtwórczo w zdarzenie,
Choć z miejsca wstawać nie muszę.
Przebijam się przez odległość
Do tego, co za plecami,
I delektuję swą przeszłość,
Smakując ją z detalami
I przeżywając na nowo,
Aby zrozumieć jej głębie
Niekiedy iście surową…
Czuję obecność jej wszędzie
I słyszę głosy z oddali,
I widzę twarze znajome…
Gdzie ich pamiętam – zostali
Jak dzieło niedokończone,
A przecież wszystko minęło,
Wszystko już wzeszło księżycem,
A jakby w czasie stanęło,
Więc doskonale wciąż widzę
I słyszę, czuję smak, dotyk
Tego, co kiedyś doznałam…
Wspomnienia jak samoloty…
Gdzieś z nimi hen! uleciałam
I przez nie żywo przechodzę
Jak przez muzeum komnaty,
Lecz z dojrzałością przy nodze,
Która odsłania mi światy,
Co dawniej całkiem mi obce,
A dziś świadomie czytane,
Podobne złodziejce sroce…
Gromadzą w sercu testament,
Więc boję się w nie zagłębiać,
By złudzeń duszy nie skradać,
Lecz trudno chwili nie spędzać
I trudno nie opowiadać
O sobie w świetle przeszłości,
Która mnie taką stworzyła.
Niekiedy z kroplą przykrości
Podnosi się we mnie siła,
By poznać siebie naprawdę
Z wadami i zaletami,
Wyciągnąć z mej duszy zadrę,
Uporać się ze sprawami,
Co sen strącały z powieki,
Łzy wyciskały obfite…
Zanim już zasnę na wieki
Poznam me życie przeżyte,
Dlatego rankiem przy kawie
Sam na sam z Bożym obliczem
O tym i tamtym wciąż prawię,
Porażki, sukcesy liczę
I w słupku spraw dodawania
Podsumowania dokonam.
Z rachunkiem postępowania
Spadnie w dniu śmierci osłona,
Więc kiedy przejdę próg wieczny,
To z pełną mą świadomością,
Że chociaż umysł stateczny
Przegrywa zawsze z miłością.
Zabierzcie mnie skrzydła Nieba,
Ponieście na swych ramionach.
Wolności duszy potrzeba,
Bo ciało powoli kona.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz