Być może więcej już nic nie napiszę,
Słowa się obce mojej głowie staną,
Pomimo mowy będę słyszeć ciszę
I… nieświadoma, że to nie to samo.
Może zapomnę, co znaczy me imię,
Nazwisko dawno w świat z wiatrem przegnane –
Anonimowo dzień, noc mi przeminie…
W różnicy czasu już nierozpoznane.
Może się sobie będę przyglądała
W lustrze z tym właśnie dziwnym przekonaniem,
Że nieznajoma, co mnie gdzieś widziała,
Też patrzy na mnie z mym zażenowaniem.
Być może rankiem zbudzę się znużona,
Stojąc bezradnie w rozpiętej koszuli
I wszystkim wokół tak rozkojarzona
Jak dziecko, które do matki się tuli.
Może na dłonie swoje będę patrzeć
Niczym na ręce, co nie są mym ciałem,
Moja tożsamość we mnie gdzieś się zatrze,
Pustka pochłonie moje życie całe.
Może dziwacznym się staną widelce
I niepotrzebnym łyżki oraz noże,
Czymś mnie drażniącym wciąż bijące serce
I wiernym rozpacz: „Ktoś mi pomoże?!!”…
Być może ujrzę za progiem otchłanie,
Które czyhają na mą biedną duszę,
Więc drzwi nie przejdę w lęku: „Coś się stanie…”
I z tym instynktem: „Ratować się muszę!”…
Może się jakoś wdrapię na parapet
Z silnym nakazem: „Ty potrafisz latać”
I przytulając maskotkę ze skarpet,
Będę do nieba jak w ocean skakać.
Może się schowam za krzesłem w salonie,
Bo rzeczywistość nieznaną mi będzie,
A kroki bliskich jak w galopie konie
Będą mnie ścigać w swoim dzikim pędzie.
Być może czasem powrócę do siebie
I ze wzruszeniem dotknę palcem liter,
Coś na karteczce napiszę w potrzebie,
Czując natchnienie witane zaszczytem.
Może na chwilę znów się stanę sobą,
Jaką mnie dawną świat ów zapamiętał,
I znów zasiądę z rozmarzoną głową –
Tą, co mnie rzadko odwiedza,… od święta…
Może poczuję smak herbaty, kawy
Z już przyswojoną zmysłów przyjemnością,
A później… zniknę i nie dla zabawy,
Ale w demencji z bezsilną starością…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz