piątek, 17 lipca 2020

SUMIENIE


Pytasz mnie o smutek, który osiadł na ustach,
Wypływając z oczu jakby falą jeziora…
Włosy moje w szronie niczym perłowa chusta
Hamują w dzikim pędzie myśli moich koła,

Więc jakoby uprzężą zatrzymany ogier
Pojawiają się w tempie zwolnionym uczucia.
Tli się we mnie zaledwie życia mego płomień,
A i zegar w mej piersi coraz gorzej stuka,

Przesiewając minuty mijających godzin,
Podliczając, co było i co jest obecnie –
Toż się cieszyć przesadnie,… chyba się nie godzi?
Traktuję to, co we mnie, z szacunkiem, statecznie

I kartkuję wspomnienia, ażeby zrozumieć:
Jak przyczyna w efekcie się zarysowała?,
Kim się stałam ze wszech stron rozrośniętym tłumie?,
Kim jestem,… a kimś kiedyś zawsze zostać chciałam?...

Wielu ludzi odeszło, więc drzwi się zamknęły.
Wielu obok się nagle obcymi mi stali.
Me relacje z dzieciństwa gdzieś nagle zniknęły,
Bo niektórzy po prostu mnie oszukiwali.

Dzisiaj pragnę spokoju i metra z ogrodem,
Aby patrzeć na kwiaty pod woalem rosy,
Budzić zmysły powietrza jeszcze śpiących wschodem,
Gościć rano, wieczorem rozmodlone kosy,

Wzrokiem liście zamiatać w pajęczyn warkoczach,
Co spod mgły kapelusza opadają wstążką,
Widzieć siebie w błękitu rozpłakanych oczach,
Iść do Nieba ścieżyną krętą w chaszczach, wąską…

Może i los nie obedrze mnie ze wszystkiego,
Może zmysły zostawi i trzeźwość logiki,
Będzie trzymać się z dala od ciała sprawnego,
Bym się sama umyła, zapięła guziki,

I bym mogła żyć w zgodzie z moją samotnością,
Która zawsze od zawsze mi towarzyszyła.
Dziś… przyjaźni chcę tylko wszak z moją starością,
Śmierci dobrej, co w łonie me życie nosiła.

Wskazówkami czas tylko rozciera minuty,
Rozsypując popiołem minione godziny…
Wczoraj maj był, a dzisiaj już się zbliża luty,
A my nic wobec siebie z sobą nie robimy.

Popatrz!, jeszcze niedawno kwitły pelargonie,
A dziś pompony śniegu pączkują w donicach.
Czyżby się zapowiadał codzienności koniec?...
Tak mnie wszystko porusza, wzrusza i zachwyca.

Może jeszcze herbaty, albo naleweczki?
Spróbuj babki piaskowej zanim wszystko zliczysz.
To są grona z ogrodu czerwonej porzeczki,
Album zdjęć, co wycięłam z już pożółkłej kliszy…

Na nich wszyscy się zdają ze sobą szczęśliwi,
A dziś tylko zgorzkniali i sobie odlegli.
Czy wówczas,… czy (być może) teraz są prawdziwi?...
Chyba ich nie znam dobrze, choć obok mnie przeszli.

Siedzisz ciche i czyny me ciągle sumujesz,
I dodajesz me myśli, słowa, zaniedbania.
Każdy dzień mi podliczasz, nigdy nie próżnujesz..
Ile długów, twym zdaniem, mam dziś do oddania?...

Milczysz i zatrzymujesz się w kadrach pamięci,,
Odtwarzając wszystkich i wszystko z dokładnością.
Ten stan rozpatrywania mnie boleśnie męczy.
Pragnę żyć w mojej głowie z pokorną cichością.

Niech upiory się wreszcie wyprowadzą z domu,
A kto mnie nie traktuje poważnie, niech znika.
Nie chcę wadzić, jak odcisk, na co dzień nikomu,
Lecz niech nikt bez miłości w życie me nie wnika.

Pochowałam zegary, co głośno cykały.
Chcę wsłuchiwać się tylko w szelesty i szumy.
Niechby chmury kroplami w parapet stukały…
Chcę mieć kogoś szczerego, nie! fałszywe tłumy.

Jesteś obok i zawsze bezwstydnie otwarte
Niczym księga, z której mogę siebie wyczytać.
Czy me życie cokolwiek chociaż było warte? –
Powiesz mi w dniu mej śmierci, dziś… nie będę pytać.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz