Ziemia
rozpuściła siwe nici włosów
Pachnące
płomieniem palonego drewna.
W
piersi trzyma obręcz wiklinowych koszów,
W
których drzemie bulwa ziemniaków niejedna.
Rozkopane
bruzdy przyciągają wrony.
Jesień
wielobarwnie liśćmi się porusza.
A
człowiek z motyką w trudzie pochylony
To
z prawej, to z lewej piach czarny rozrzuca
I
wyciąga glebą kartofle obrosłe,
Ciska
je w warkocze gałęzi plecionych,
Czasem
staje, dłonią z czoła ściera rosę,
Będąc
wciąż w pozycji pleców przygarbionych,
Więc
z daleka ludzie zgięci w pałąk pracą
Podobni
do klamer przypiętych na sznurze
Spojrzeniami
w ziemi za swe zbiory płacą
Z
głowami przy bruzdach jak zwiędnięte róże.
Gaśnie
tak godzina za godziną niemo
Od
wschodu po zachód wręcz niepostrzeżenie –
Przed
chwilą świtało, ale już jest ciemno.
Rwą
się z ziemi w niebo siwiutkie strumienie
Żaru,
co na piachu ledwo dogorywa,
Rozżarzonym
węglem spulchniając ziemniaki,
Powietrze
pieczoną skórką się okrywa,
A przy palenisku dziewczyny, chłopaki,
Starszyzna,
dzieciaki biegające wkoło,
Rozmowy
i śmiechy, śpiewy i hałasy,
Echo,
co dźwięk niesie w przestworza wesoło,
Zagłusza
radością szumem gwarne lasy,
I
muzyka, tańce, życie uskrzydlone,
Harmonijna
zgoda dobrego sąsiedztwa,
W
palcach podrzucane ziemniaki pieczone
Z
opiłkami soli i z plastrem masełka…
Gdzie
szukać tej sceny minionego czasu?
Hop!
Hop! – wołam za nią, przemierzając chaszcze.
Cisza,…
nic nie słyszę oprócz szumu lasu…
Wszystko
wokół obce, puste, przez to straszne.
Hop!
Hop! – niestrudzenie wciąż jej poszukuję,
Zaglądam
przez płoty na wszystkie obejścia.
Cienia
jej już nigdzie jednak nie znajduję…
Każdy
zagon miejscem wyrwanego serca.
Gdzież
to się podziali ludzie od wykopek?
Kto
wstążeczki dymu poodcinał w niebo?...
Pola
pachną trawą od porannych kropel
Odłogiem
zdeptane wbrew wszelkim potrzebom,
A
w nich tylko spokój krokiem swym szeleści,
Rozglądając
się dokoła z rozrzewnieniem,
Recytując
słowa tylko jednej treści,
Co
błądzi po świecie tamtych chwil wspomnieniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz