Za oknem tańczą drzew rozwiane pióra.
Wiatr je od spodu żwawo rozczesuje.
Nad ziemią wisi jak Atlantyk chmura.
Zda się, że miękko granatem faluje.
W kałużach latarń światło się odbija.
Podmuchem silnym na jezdniach wibruje.
Aura poranka rozmyślaniom sprzyja.
Wzdłuż krawężników bez celu się snuje
Jak linoskoczek, co stopa za stopą
Krawędzią idzie... po chwili się cofa.
Trawa, butwiejąc, nićmi kryje błoto.
By wyjść na zewnątrz, wnet gaśnie ochota.
Wiatr świszcze batem jak zarządca w złości,
Któremu poszło coś niezgodnie z planem.
Stada wron bitych, wołając litości,
Zdobią niebiosa, co ziarnem obsiane
Ich czarną grudą na skrzydłach rozpiętych,
Zdają się bruzdą pełną bulw odkrytych.
Widać połacie ubóstwa i nędzy,
I marnotrawstwo godzin niespożytych,
Co płyną wartkim strumieniem roztopów,
Z łopat zegara kaskadą skapując,
Uśpionym nurtem zmartwień i kłopotów
Spokój przekornie, w gniewie podszczypując.
Życie się toczy powozem po bruku,
Co kół obręczą rozgryza kamienie,
Tworząc zduszony odgłos zgrzytów, huku
Jakby orzechów w łupinach miażdżenie,
A za oknami rozciąga się zima,
Na tle to której życie podróżuje,
A która jesień późną przypomina,
Co jej nadejście rychłe anonsuje.
Kalendarz kartki wertuje cierpliwie,
Uporządkować pragnąc pory roku.
Czas się rozciągać wydaje leniwie,
A tak naprawdę - wbrew bystremu oku -
Kończy się szybko i niepostrzeżenie.
Skóra na dłoniach zdradza jego szybkość.
Wszystko się zmienia dokoła szalenie
I chłodny dystans zachowuje bliskość.
Przedziwna zima chadza za oknami,
Bo pory roku zatarły granice.
Kłapie po błocie bez fleków butami,
Ciągnąc po ziemi wełnianą spódnicę,
Co sznurem w pasie na biodrach związana
Opada mokra od deszczu i ciężka,
Po chlupkim gruncie uparcie szarpana
Pruje się śladem jak tłoczona ścieżka.
Przedziwna zima... sobie niepodobna...
Jak sekutnica przez bezpańskie pola
Wchodzi w obejścia zmęczona i głodna,
Zawodzi żalem, o życzliwość woła.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz