piątek, 19 stycznia 2024

KOLEJNA WIOSNA

Czterdziesta ósma wiosna mi minęła,

Wpadła do domu jakoby po ogień,

Ledwo pod nosem błysnęła, mignęła

I nagle znikła jak zdmuchnięty płomień.


Trudno określić: kiedyż się zjawiła?;

Jakim sposobem w łaski się wśliznęła?

Jak wiatr wleciała i się zakręciła,

Po czym w nieznane w pośpiechu czmychnęła,


Jakby kto gonił ją lub prześladował...

Jakoby przed kimś w lęku uciekała.

Nikt by tej wiosny mi nie upilnował.

Ona by nawet pozostać nie chciała.


Wpadła, gwizdnęła, co tam uważała,

Skubnęła ciału sakiewkę młodości

I z worem łupów przez grzbiet przeleciała...

Teraz mnie bolą podeptane kości.


Chyba toastem łeb mi odurzyła,

Bo gdy się rano dzisiaj obudziłam,

Kolejna bruzda - widzę - mi przybyła.

Strasznie na twarzy cała się zmarszczyłam.


Bardziej niż wczoraj! - postrzegam wyraźnie.

Może za długo w nocy świętowałam?!

Spoglądam w lustro już nie tak odważnie,

Bo, widząc siebie, aż się przeżegnałam.


To ci cholera, zakała i zmora!

Czterdziesta ósma wiosna - trzpiot i nędza!

Wpadła na drinka jednego z wieczora,

A dziś sumienie mnie w odmęty wpędza.


Patrzę... odbiciu się w lustrze przyglądam...

Musiała, menda, w gębę mi przyłożyć!

Przy oczach ślady badam i oglądam...

Musiał mi kury ze skroni kto spłoszyć.


Nad skórą odrost srebrzy się siwizną.

Czas na policzkach wyrył się w ciężkości

Ust, co się zdają straszną podobizną

Do suma, w którym wiotkość jest bez ości.


Ja cię chromolę... Ktoś mnie zaczarował!

Ktoś urok rzucił na mnie - to jest pewne!

Wdzięku, cwaniaczek, tak mi pożałował,

Przez co, jak wczoraj, nigdy już nie będę.


Czterdziesta ósma wiosna w świat ruszyła.

Tu mnie ugryzła, nagryzła, drapnęła.

Dobrze, że starcie z tą wiosną przeżyłam.

Mogła zwyciężyć, ta jasna cholera!


Lekko zszarpana ze starcia z nią wyszłam.

Na skórze wiele walk się odcisnęło.

Z frontu z przeszłością ledwo z życiem uszłam.

W oparach działań mnóstwo mi umknęło.


Teraz, gdy tuman ślepej wiary opadł,

Świadomość wreszcie trzeźwo się zbudziła.

Rechot szaleńczy niemalże mnie dopadł,

Gdym się ze stratą, co było, zgodziła.


Przecieram oczy, bo pora najwyższa,

Aby dojrzalej do siebie podchodzić.

Ja, ale z dzisiaj, jestem sobie bliższa.

Tamta - do wczoraj - już mnie nie obchodzi.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz