Nic, cokolwiek mnie otacza, nie przemija
Bez uwagi, którą zawsze równo dzielę.
Żadna rzecz wszak nie powinna być niczyja -
Tu nie chodzi o to, aby zgarnąć wiele,
Ale!, aby umieć dostrzec, co najmniejsze,
By uchwycić, co przelotne niewidocznie,
By w prostocie dostrzec to, co najcenniejsze.
Nic, jak nikt, nie winno starzeć się samotnie.
Bystrym okiem wzrok zarzucam jak najdalej.
Może złowię na przynętę ciekawości
Poń sięgając dość zachłannie i zuchwalej,
Coś, co sprawi mi niemało przyjemności,
Przy czym siądę, w zamyśleniu adorując
Kształt i kolor, konsystencję i strukturę,
W milimetrach milimetrów celebrując
Piękny okaz uznawany wszem za bzdurę,
I zapomnę o przykrościach, i zmartwieniach,
Które los kłodami rzuca mi pod nogi,
I roztopię się jak sople w światłocieniach,
Zeń spijając nastrój ducha w ciszy błogi...
A gdy zbudzę się z letargu podziwiania
Tego, co mnie w swe ramiona przygarnęło,
Pójdę krokiem powolnego kołysania,
By mym zmysłom nic, co wokół, nie umknęło.
Czymże była by istota pośród ludzi
Bez natury i jej zjawisk dookoła?
Ciało ciężkie się niechętnie często budzi.
Motywuje je zaś dusza, którą woła
Zew stworzenia, co się połaciami ciągnie
Jak przestrzenie ową duszę uwodzące.
Ciało goni za nią niemal nieprzytomnie -
Ona krąży nad nim życiodajnym słońcem.
To dlatego mozaika wszelkich bytów
Jest jak źródło krystalicznie czystej wody.
Dusza czerpie zeń garściami toń zachwytów,
By uśnieżyć ból fizycznej w niej niezgody.
Ciało bowiem konsumuje i wydala,
Usychając i wiotczejąc bezpowrotnie,
Po czym szybko się zużywa i wypala...
Garścią prochu w grudy ziemi niemo wsiąknie.
I to duszy drzazgą w sercu często bywa,
Bo ta - natchnieniami podbierana -
Od szarości się w doznania wnet odrywa
Owym jarzmem fizyczności obarczana
I, dźwigając tę niezgodę z pokornością,
Odnajduje ukojenie w drobnych rzeczach,
Karmiąc się niepowtarzalną szlachetnością
Opiewaną, malowaną słowem w wersach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz