Niepoukładana ciągnie się codzienność.
Granice się wszelkie we wszystkim zatarły.
Kulturą się staje prostactwo, bezczelność.
Wulgaryzmy język podporządkowały.
Wiwat tolerancja! - krzyczą w błocie wieprze,
By usprawiedliwić chamstwo osobiste.
Z czym się zmierzyć trzeba nam na co dzień jeszcze?
Cierpi w bólach serce, które nadal czyste.
Wszelakie świętości pod butem zgniecione
Zdają się człowieka nad wyraz wywyższać.
Ulicami pełzną dusze poniżone
Jako od najniższej klasy znacznie niższa.
Oko, które pyszne, nawet nie dostrzega
Konduktów żałobnych, co się cieniem kładą.
Dusza w nich do duszy rozpaczą przylega
Obarczona jarzmem wykluczenia, zdradą.
Kult ciała je wyparł z ludzkiej świadomości,
Więc za człekiem biegną jak pod wiatr koszula.
Stąd się ciało karmi resztkami radości
I w używkach, tonąc, w parze z śmiercią hula.
Dusza odrzucona jemu się przygląda,
Z zacisza dyskrecji się nie wychylając.
Ciało coraz większych uciech pragnie, żąda,
Ulgi w ssącym głodzie nic nie odczuwając.
Z tego to powodu opływa w luksusy,
O wygodę dbając jak o życie wieczne.
Wyrywa dla zmysłów komfortu bonusy.
Choć się pławi w zyskach, biega za czymś wiecznie,
Po czym... gdy samotność doń chwilę przysiada,
Postrzega, że dźwiga w sobie straszną pustkę,
Która się myślami smutnymi spowiada
I bezwstydnie sięga po żalu połówkę,
Łzami się upija, wyrzutami łaje,
Goryczą się dusi, echem ciszy krzyczy...
Później w locie ptaka ponad miastem staje
I... ginie jak na wzór pod miotełką myszy...
Po niej pozostaje plama krwi na bruku
Spijana betonem, deptana obcasem
I zakrzykiwana odłamkami huku,
Który się przemieszcza ulicznym hałasem.
Nikt nie zauważa, że kogoś brakuje.
Nic też się nie zmienia i jest tak jak było.
Wiatr zaś nekrologi zrywa i kartkuje,
Statystycznie głosząc to, co się skończyło.
Dusza tylko kuca przy piachu ubitym,
Skronią się wtulając do płyty z imieniem.
Świat się zdaje mrokiem owych dusz spowity,
Które są skazane na swe nieistnienie
Współczesnej swobody i powierzchowności,
Płytkiego podejścia do sprawy istotnej,
Że człowiek istotą jest dwuwarstwowości.
Nie można zagłuszyć w nim duszy samotnej
Lub wywyższyć ciała jak niezależnego
Bytu, który duszy w sobie nie odczuwa.
Ona bowiem zawsze przemawia do niego -
On bez niej się życia cierpieniem zatruwa
I choć nieświadomy, że go przywołuje
Do opamiętania, do przyzwoitości,
Ból duszy wzgardzonej doskonale czuje
Jako nieszczęśliwej dyskomfort miłości,
Przez co się zamyka za sztucznym uśmiechem,
Przez dziurkę od klucza w lęku wyglądając
Na świat, w którym żebrze o byle pociechę,
Na rosnące męki siebie narażając,
Po czym, gdy bezsilność przerasta człowieka,
Gdy ostatnie tchnienie z piersi się wyrywa,
Pozostaje dusza bez ciała kaleka,
Której na ratunek nikt, nic nie przybywa.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz