A we Wąsoszu pewnie o tej porze
Sosny się stroją w białe upierzenia...
Śnieg miękko pada i przestać nie może.
Szarość bezlistna w baśń skrzącą się zmienia.
Sikorki w stadach wiszą na gałęziach
W słoniny plaster pazurkiem wszczepione.
Rudzik się buja na bzu nagich pędach,
Które białym puchem lekko oblepione
Świszczą, powietrze po plecach zdzielając
Jakoby łajdaka, co się, kradnąc, szwenda;
Okruchy z karmników chytrze podbierając
Niczym wygłodzony, bezpański przybłęda.
Gil w trzepoty skrzydeł wpadł i się rozpycha
Jak łobuz siejący w okolicy postrach...
Wiatr w strzelistych sosnach nostalgicznie wzdycha,
Wypatrując z góry, czy nadchodzi wiosna.
Kołyszą się drzewa, śniegu sypiąc iskry.
W kapliczkach Jezusa kożuchem otula
Śnieg, co się srebrzyście jak cyrkonie iskrzy,
Przez co krzyż przy drodze lśni jako koszula
Na wieszaku belek sztywno rozwieszona
I zachwycająca śnieżnobiałym płótnem.
Nad nią koron siwych głowa pochylona
Modli się strapiona nadchodzącym jutrem.
A w sine granaty błękitów w zadumie
Dymy się unoszą sznurkiem nad dachami.
Wiatr je dzierży w dłoni i w lekkim poszumie
Zaciąga jakoby kierował lejcami.
Wodzi zmysły zapach kiszonej kapusty,
Skwarek na patelni, co skwierczą nad ogniem.
Czuć bukietem warzyw rosół w garze tłusty,
Barszcz, co się na kuchni rozgościł wygodnie,
I... ta błoga cisza pacierzem skubana,
Kiedy babcia palce paciorkiem oplata...
Zwisa w bok podpięta przy oknach firana.
Na ścianie Maryja Niebo z Ziemią brata...
Wracam w to zacisze drewnianego domu
I w kuchni przy stole zasiadam pod oknem.
Teraz... puste ściany niezdatne nikomu,
W których kiedyś życie toczyło się proste.
W spiżarce wciąż wisi obraz pochylony
Jezusa na łodzi, co tłumy naucza...
Dziś go zasłaniają pajęczyn zasłony,
Gwizd w szczelinach framug Mesjasza zagłusza.
W pokoju, gdzie sufit spoczywa na belach,
Kurzem już zarosły kąty, zakamarki.
Serce w żalu, patrząc na to wszystko, pęka...
Zamilkły w modlitwie zegary, zegarki.
Wersalka i krzesła przy okrągłym stole,
Meblościanka, kredens już są niepotrzebne.
Pustka samotnością tylko w oczy kole.
Wspomnienia zaś snują się ciągle bezsenne.
Piachem przyprawione przepływa powietrze,
Które kiedyś było geranium skropione.
W dom, co tętnił życiem, uwierzyć się nie chce.
Dziś progi w nim sterczą próchnem wyniszczone...
Śladami wchodzących w nie wyheblowane,
Od podeszew na ślisko wręcz wygładzone.
Echem wspomnień są słowa wciąż powtarzane,
W których Imię Chrystusa było chwalone,
Bo gdy wchodził ktokolwiek, czapkę zdejmował,
Wypraszając szczęścia u Boga i Ojca,
By gospodarz, co gości w domu przyjmował,
Błogosławieństw i łask nie doświadczył końca.
Dzisiaj przeciągi wyją w obejściach głuchych...
Kilka domów drewnianych wszak Wąsosz liczy.
Obaliły izby nurty zawieruchy,
Zniknął i krajobraz natury dziewiczy,
I pomarli ludzie, co ze sobą zżyci
Duchem byli wioski, która jest przedmieściem.
Wąsosz... nad kim płacze albo czym się szczyci?
Trudno dziś w nim znaleźć tamtych ludzi szczęście.
Wjeżdżając więc w zakręt przy kapliczce krzyża,
Mówię, wzrokiem wchodząc w bezpłodne zagony,
Przez które ucieka w przestrzeń cisza chyża:
"Niechaj Jezus Chrystus będzie pochwalony!"...
I do obejść puka, szukając azylu,
Owym słowem cisza jak zając spłoszona.
Czy ktoś się wynurzy spośród domów tylu,
Bym "Na wieki wieków" była pozdrowiona
Jak kiedyś wspomnieniom znani Wąsoszanie,
Co w oczach sąsiada swoją twarz widzieli?...
Czas lat sercu bliskich pewnie nie nastanie...
Ludzie się na spusty w swych domach zamknęli
I mało kto dzisiaj obyczaj szanuje
(swych dziadków, rodziców) wzajemnych relacji.
Izolacja dzisiaj urzędy piastuje
W nowej i sąsiedztwu obcej generacji.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz