Niekiedy chciałabym zniknąć i przepaść
Jakby mnie nigdy, przenigdy nie było,
Bym nie musiała z dnia na co dzień czekać,
Żeby mnie szczęście poderwało siłą
I wzbiło w niebo, w bezkresne błękity
Niczym latawca, co wiatrem smagany
Jest tylko sznurkiem do Ziemi przyszyty,
A mimo tego w chmurach kołysany
Jakby na fali spokojnego morza,
Które podpływa, odpływa i wraca.
Niechby mnie niosła nad miastami zorza,
Bo bycie sobą mi się nie opłaca...
Zbyt się przejmuję wszystkimi i wszystkim,
Co jest przez ludzi wykorzystywane.
Wrażliwość wielką dźwigam od kołyski,
A dziś wrażliwym być nie jest wskazane.
Ludzie się bowiem cudzym bólem karmią
I z czyichś cierpień czerpią satysfakcje,
Kłamstwami innych nałogowo mamią,
Wyładowują na słabszych frustracje.
Są jako stado wściekłych psów w amoku,
W którym trwa walka o przywództwo w sforze.
Siedząc milcząca, przyglądam się z boku...
Co mi się z hordy ów wyrwać pomoże?
Zamykam oczy, kładę się na trawie
Mokrej od deszczu i zbutwiałych liści.
Długo - nadzieję mam, że - nie zabawię
W miejscu, gdzie większość to są egoiści,
Gdzie zapytanie, co u kogo słychać?,
Bywa zazwyczaj cwaniackim zagraniem,
By wiedzieć jak się przez tłumy przepychać,
Nim się na trupach pokonanych stanie,
Bo jak to mówią: cel się tylko liczy;
Trzeba odrzucić wszelkie półśrodki.
Człowiek wodzony jest dzisiaj na smyczy
Jako z kawałów blond słodkie idiotki
Pielęgnowanym wszędzie przekonaniem,
Żeby móc, trzeba tylko chcieć coś zdobyć,
Co niczym mantry wiecznym powtarzaniem,
Zaczyna podłość wręcz nieludzką mnożyć,
Bo mało który nie chce być na szczycie
Społecznych uznań i gromkich owacji.
Rywalizacją więc przesiąkło życie,
Stając się pasmem tylko irytacji.
Z tego powodu jeden na drugiego
Patrzy z pogardą i lekceważeniem.
Nie mam ochoty na coś tak wstrętnego,
Przez co się życie staje wymuszeniem,
Nie przyjemnością albo przywilejem
Jak to w poezji zwykło się opiewać.
Człowiek się zwalcza, a diabeł się śmieje.
Upadek ludu już zaczął oblewać.
Uciekam zatem jak mogę, gdzie mogę.
Samotność stała się moim azylem.
Wybieram w chaszczach wijącą się drogę.
Chcę być dmuchawcem, obłokiem, motylem...
Czymkolwiek, byle poderwać się w górę,
Zostawić w dole ciążące łańcuchy,
Stopić się tylko w kałamarzu z piórem,
Uwolnić myśli jak pierza z poduchy.
Wszak... nie pasuję do tego, co wokół.
Ziemia mi obcą stała się planetą.
Łza mi się kręci w wszechwidzącym oku,
Co dla wrażliwców jest cechą przeklętą.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz