Nad nami, Panie, ów jeździec na koniu,
Za którym stoi krwi spragniona horda.
Świat zamarł, Boże, w przedziwnym spokoju,
Gdy śmierć ofiary z ludzkich stosów żąda,
By zapłonęły jak miotacze ognia
W których płomieniach życie jak wesz strzela
I w którym człowiek gore jak pochodnia...
Nikt się sprzeciwić złemu nie ośmiela,
A dla korzyści sam zasila hordę
I w defiladzie depcze Przykazania,
Choć demon trzyma go krótko za mordę
Do ostatniego w pokerze rozdania.
Ciało na strzępy niczym fajerwerki
Krwią rozbryznęło się od bomb i rakiet.
Pocisk wyciągnął jelita i nerki.
Dłoń nad trupami, jak krzyż, przestrzeń drapie...
W zgliszczach kobieta z bólem porodowym
Ściągnęła sforę wygłodniałych ludzi.
Szarpią płód z krocza za czubeczek głowy
I kęs wkładają wyrwany do buzi.
Ziemia strugami czerwieni ocieka
Jakby płakała nad człowieka losem.
Karabinami cisza warczy, szczeka
I diabolicznym wyje, piszczy głosem.
I chociaż echo tę wojnę obwieszcza,
I choć się jeździec zbliża w nasze progi,
Niewielu bierze sobie to do serca.
Dusza miast skrzydeł, pielęgnuje rogi.
A wystarczyłoby, mój Dobry Panie,
Łóżko cieplutkie, cztery ściany z dachem
Chleb, mleko, woda i suche ubranie,
Prosta codzienność niekarmiona strachem.
Tymczasem człowiek - gorszy niźli hiena -
We własnej hordzie potrafi mieć wroga.
Cóż... kiedy Miłość dziś nie ma znaczenia,
Bo człek w pieniądzu widzi tylko boga.
Nawet się papież Tobie sprzeniewierzył,
Na własną modłę nowy gmach buduje.
Tobie, coś, cierpiąc, śmierć na Krzyżu przeżył,
W twarz bluźnierstwami i herezją pluje.
Jakże odnaleźć się nam w takim świecie?!
Gdzie szukać, Panie, od złego ratunku?!
Me ciało, Boże, z mą duszą w duecie
U Ciebie szuka wiktu, opierunku.
Wybaw nas, Ojcze, od ognia i wojny,
Powietrza, głodu i śmierci tragicznej.
Dajże nam, Panie, dzień za dniem spokojny
I zdrój czystości, Boże, liturgicznej.
Prowadź zwycięsko przez morze czerwone,
Co z ludzkich naczyń krwionośnych wypływa.
Od złego niechaj będą wybawione
Dusze, na które potępienie dyba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz