piątek, 24 listopada 2023

PODMUCH PIÓR

Cóż mam powiedzieć?... że jestem szczęśliwa?!

Tak! - tego nikt mi nigdy nie odbierze,

Chociaż na co dzień bardzo ciężko bywa.

Nieraz bezsilność górę w życiu bierze


Nad mocą, która nie jest wszechmogąca,

Choć się niekiedy inaczej wydaje.

Mimo to siłą wschodzącego słońca

Otwieram oczy i z wdzięcznością wstaję,


Rękaw po łokieć zawsze zakasując

Z przyzwyczajenia do walki o swoje.

Chodzę po Ziemi nań nie podskakując

I nie to, że się utracić jej boję,


Że się obawiam, iż spod stóp się wymknie,

Gdzieś się poturla, z orbity się zerwie.

Żadna sekunda mych oczu nie przymknie

Nim śmierć rozkoszy jej doznań nie przerwie.


Nie będę płakać - tak przynajmniej sądzę -

Gdy pępowina powietrza się przetrze.

Teraz wśród żywych, a niczym duch krążę.

Takiego świata, jakim jest dziś, nie chcę.


Ludzi ślepota straszna zawładnęła,

Nikt więc prócz czubka nosa nic nie widzi.

Skąd obojętność tak podła się wzięła,

Której praktycznie niewielu się brzydzi?!


Obłuda pierwsza kroczy w defiladzie

Z pychą na piersi jak z orderem złota.

Kłamstwo wygrywa w publicznej szaradzie.

Władzę zdobywa i prestiż głupota.


Znaczenie mają, co klaszczą najgłośniej

I propagandzie biernością sprzyjają.

W stadzie baranów żyć byłoby prościej,

Lecz mnie prostactwem swym nie pociągają.


Wciąż się oglądam przez ramię z nostalgią...

Ludzi łączyła więź bratniej bliskości,

Przez co codzienność stawała się magią

Wbrew z szat odartej dostatku trudności.


Niewielu chlebem się nie podzieliło

Z tym, który łaknął jego okruszyny.

Teraz się wszystko przekornie zmieniło.

Biednym pozostał smak łykanej śliny.


Kiedyś rozmową brzęczały posesje

Jako pszczołami w ulu stłoczonymi.

Dziś czas wprowadził bratobójczą cesję,

Przez co obejścia stały się pustymi,


Bo izolacja i anonimowość

Z prawem własności łażą po podwórkach.

Czuć samotności bezwzględną surowość.

Przyjaźń wisielcem dynda zaś na sznurkach.


Mało kto dzisiaj nad kimś się pochyli

Bez oczekiwań, roszczeń i pretensji.

Jakąś my drogę, mój Boże, przebyli?!

W imię, na litość, i czyich intencji?!


Zwierzęta stadne są ze sobą zżyte,

Tworząc społeczność w pełnym jej wymiarze -

Ludzkie relacje fałszem zaś podszyte,

Z którymi zysku chęć podąża w parze.


Jakże mi tęskno za tą utraconą

Namiastką raju, co dobrze pamiętam.

Chętnie wspomnieniem wracam na jej łono

By mnie nie zgniotła współczesność przeklęta.


Co mam powiedzieć?... takie mamy czasy -

Jak zwykli prawić o tym obojętni,

Którzy w amoku zdobywanej kasy

Losem z sąsiedztwa nie są nic przejęci?!


A, któż te czasy tworzy i kształtuje?!

Kto ma wpływ na nie jak nie homo sapiens?!

Wściekłość się we mnie oraz żal gotuje,

Bo się na brednie te bzdurne nie łapię!


Dobrym człowiekiem jest być niemożliwe...

Bo cóż to dzisiaj, do cholery, znaczy?!

Czy można zatem wieść życie szczęśliwe?...

Tak, kiedy duch się drobnostkami raczy,


Kiedy panuje nad żądzy obżarstwem,

Co z zachłannością domaga się więcej

Po obce mienie wyciągając z chamstwem

Chciwe i lepkie w brutalności ręce.


A, niech mnie depczą i niech mnie katują.

Jestem szczęśliwa i nikt tego nie zmieni!,

Bo me wartości jak ptaki szybują

Poodrywane od zbrukanej Ziemi.


Choćby mi nawet oczy świat wypalił

I głos odebrał, ażebym milczała.

Moich wartości szum będzie mnie wabił,

Abym za nimi dzielnie podążała.


Co mam powiedzieć?... że jestem szczęśliwa?!

Tak, chociaż tego, co jest wokół nie chcę

I choć naprawdę bardzo ciężko bywa,

Podmuch piór w locie mnie nadzieją łechce.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz