czwartek, 2 listopada 2023

JAK BYĆ SZCZĘŚLIWYM

Owinę ciało smugą papierosa,

Która z ust spłynie dymu kaskadami,

Zastygnie wstążką w rozczochranych włosach,

Z kosmyków spełznie na pierś ramionami


I będę stała tak bezwstydnie w oknie,

Patrząc na ogród, który łka cichutko

I który w liściach różnobarwnych moknie...

I zwilżę usta zimną z lodem wódką,


Po czym zarzucę płaszcz z kołnierzem w klapach,

Wybiegnę boso i wskoczę na rower,

I, po kałużach jeżdżąc, będę chlapać.

Przeskoczę niczym gazela nad rowem!


I tarciem opon wyjadę na drogę,

Szprychami mieląc świszczące powietrze,

A pedałując, poczuję że mogę

Wtopić się ciałem w ekscytacji dreszcze,


Które jak skrzydła rozłożę szeroko

Płaszczem, co w pędzie po bokach trzepocze.

Jadąc przed siebie, jak lecąc wysoko,

Wiatrem przeszyta, co skórę łaskocze,


Przyspieszę bardziej, w tunel się wbijając

Lip koronami nad drogą spiętymi.

Rowerem pola jak tiul przecinając

Listwą asfaltu za mną zeszytymi


Skręcę na ścieżkę piachem ubijaną,

Wzdłuż której stoją strzeliste topole,

I skoczę w trawy, rozbiję kolano.

Rdza źdźbeł zastygnie rosą na mym czole.


Płaszcz się pode mną niczym koc rozepnie.

Wiatr do mnie przylgnie jakoby kochanek.

Pod gołym niebem poczuję się świetnie,

Choć tylko z wrzosu będę miała wianek.


Kiedy chłód ciało niemal na lód zetnie,

Wsiądę na rower, wolno pedałując.

Pojadę dalej, gdzieś w las, bo za wcześnie

Wracać do domu, gdy mgły spacerują.


Gdzieniegdzie złowię sikorki gwizdanie,

Co wysokimi tonami niesione

Jest przerywane przez wykrzesywanie

Dźwięków, co w echo szybko wystrzelone


Swym metalicznym trelem uciekają

Jakby się w berka ze mną chciały bawić.

Gałęzie sosen w świat je przeganiają

Jakby je cisza szumem miała zbawić.


Turkotem opon, co korzenie budzi,

Wyjadę z boru na w bruzdach aleję,

Na końcu której pewnie spotkam ludzi,

Nad którą sroka w głos się, skrzecząc, śmieje.


Złotymi liśćmi brzozy mnie obsypią

Dęby purpurą zapłoną wzdłuż szlaku.

Strachy na Lachy - zerknę - chytrze łypią,

Więc doń zawołam: "Nie mam dla was czasu!"


Kiedy już dotrę z powrotem do domu,

Wsunę się w sweter wełniany, bambosze.

Na dach się wdrapię jak kot po kryjomu

I będę sączyć herbatę po trosze,


Na świat zerkając, który się rozciąga

Wielu kolorów przestworzem bezkresnym,

Co w nieba bruzdy niczym przeciek wsiąka

Oparów siwych zabarwieniem mlecznym.


Zostanę tutaj, w komin się wtulając,

Aby nacieszyć się owym widokiem.

Jak być szczęśliwym, tego nie kochając,

Co nas opływa z każdej strony bokiem?!

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz