Była sobie dziewczynka niewinna i czysta,
Która na świat patrzyła zachwytu oczami.
Była dusza w dziewczynce jak kryształ przejrzysta
Uskrzydlona szczerymi serca intencjami.
Pochylała się zawsze naiwna dziewczynka
Nad człowiekiem, co który zdał się być w potrzebie.
Swoją miarą mierzyła każdego... kruszynka,
Więc pojęcia nie miała o zawiści, gniewie,
Egoizmie, zazdrości i mrocznych uczuciach
Jakie jadem żmijowym sączył z siebie człowiek,
Nie widziała więc w nikim podłego zepsucia.
Miała obraz idylli w swej dziewiczej głowie.
Tresowali dziewczynkę zatem, by służyła
W imię ich wygód wszelkich, korzyści, wolności.
W niej z miłości do ludzi zaś brała się siła,
Chociaż ci doń nie mieli ni krztyny litości.
Uwierzyła dziewczynka, że tak być już musi.
W lustrze, patrząc na siebie, przedmiot dostrzegała.
Na potrzeby dziewczynki wszyscy byli głusi.
Najważniejsze, by sobą się nie wychylała.
Okradziono dziewczynkę z dzieciństwa bezwzględnie.
Założyli nań ciuchy kilka lat za duże.
Postarzała się biedna zupełnie bezwiednie.
Wciąż patrzyła pod nogi i nigdy ku górze.
Jesień nagle dziewczynkę w samotni zastała.
Ciuch na grzbiecie się skurczył, ręce wydłużyły...
I się mała dziewczynka wnet zorientowała,
Że ją wiosny po cichu nagle opuściły.
Szronem skroń się pokryła i oczy przygasły.
Twarz zdradzała dziewczynkę z kobietą w swych rysach.
Dni młodości wraz z słońcem niespodzianie zaszły.
Wokół była szarzyzna, pustka oraz cisza.
I poczuła się nagle jak bez trzonka młotek...
Nieprzydatny, nikomu w niczym niepotrzebny...
I poczuła dziewczynka w swym sercu tęsknotę
Za dziewczynką porwaną przez jej świat nikczemny.
Wbił się w żebra boleśnie świst bata pogardy,
Którą była dziewczynka brutalnie karmiona,
Więc wyrobił się w dziecku charakter dość twardy,
Od dźwigania którego chodziła zgarbiona.
Zima nagle zajrzała do dziewczynki w lustro...
Twarz powiędła, powieki we półśnie opadły,
Włosy się wygładziły siwiuteńką chustą,
Usta zaś się podkową goryczy zapadły.
I stanęła bezradna, i ogołocona...
Okradziona przez stado zazdrością skażonych.
Gdy spojrzała przez ramię, poznała, że ona
Była tylko pożywką ludzi napuszonych.
Utraciła tożsamość, przegrała marzenia.
Udeptali jej pasje jak żar niedopałków.
Odebrali jej prawo się wypowiedzenia...
Posklejała swe serce z drobniutkich kawałków
I... umarła, odeszła... nie pozostawiając
Ani żalu po sobie, ani łzy współczucia.
Przy jej grobie wiatr klęczy, deszczem głośno łkając,
Polny kwiat wieńce wiąże, niebo się zasmuca.
Mchem porosły litery na kamiennej płycie,
Więc ją nawet spoczynku miejsca pozbawili.
We wspomnieniach tułacze się jej nieme życie.,
Które ludzie w dziewczynce brutalnie zabili.
Tak to bywa w współczesnym i zdziczałym pędzie.
Depczą kwiaty kopytem ludzie krwi spragnieni,
Przez co się bezpłodnością ciągnie ziemia wszędzie,
A w niej grzęzną po szyję pychą obciążeni,
Zaś wrażliwych się żywcem pod nią zakopuje
Jakby w lęku, że przyćmią blask wschodzącej chwały,
W której świetle się siebie tylko adoruje,
W której na tron zasiada, kto bardziej zuchwały.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Bardzo smutne
OdpowiedzUsuńI niestety coraz częściej się zdarzające. Pozdrawiam serdecznie
Usuń