czwartek, 14 grudnia 2023

SMAK CUKIERKA

Niebawem święta, a mnie... dziwnie tęskno

Nie za kimś, za czymś, przeszłością, marzeniem.

Gdzieś się podziało spontaniczne piękno.

Wszystko jest sztucznym zjawisk ułożeniem.


Spotkania z ludźmi też nienaturalne...

Krótkie, zmęczone, reżyserowane.

Tematy w gronie płytkie i banalne,

I na świecznikach wyeksponowane.


Czas smak zatracił i aromat szczęścia.

Wszystko się dzieje strasznie przyspieszone.

Mienią się tylko świątecznie obejścia

Jak katalogu strony odtworzone.


Twarze jak maski z Vogue'a wycinane.

Warstwą fluidu szczerość zasłonięta.

Granice mężczyzn - kobiet zacierane.

Uprzejmość, co się pod nogami pęta


I to rażące na sobie skupienie

Jakby świat wokół w ogóle nie istniał.

Wszystko straciło ów świąt zabarwienie.

Wstręt się sztucznością, gdzie zdołał, powciskał.


Wiem, że nie cofnę wskazówek zegara.

Nie wskrzeszę tego, co utraciliśmy.

Przyszłość się również zapowiada szara.

W swym zatraceniu się pogubiliśmy,


Budząc kompleksy jak z zaświatów duchy,

I z gazetowym uśmiechem na ustach,

By dodać sobie fałszywej otuchy

Idziemy w tłumy, gdzie samotność pusta


Zbiera swe żniwa sierpem załamania -

Depresji, która po kątach nas ciąga,

By nikt nie słyszał naszego szlochania,

Gdy to się echem w zakamarkach błąka.


Wszak nie wypada ideału niszczyć,

Co w social mediach zwykło się panoszyć.

Siedząc prywatnie na zwalisku zgliszczy,

Ludzie przywykli pawie piórka stroszyć.


I tak te święta... jak witryna w sklepie...

Śliczne na pokaz, a w środku smutne.

Większość życzenia "zdrowia, szczęścia" klepie,

Mając intencje w swym sercu obłudne.


Przeminą szybko, niemal bezboleśnie

Jakby nie były datą zaznaczone,

Jakoby miały kruchą chwilę we śnie...

Koleją rzeczy - zda się - narzucone.


Może to wynik wschodzącej starości,

Co mój ugina grzbiet swoim ciężarem?

A... może syndrom mej spostrzegawczości,

Który przepełnia mą wrażliwość żalem?


Każdy gdzieś pędzi na oślep w amoku,

Udając, że ma życie pod kontrolą.

Tymczasem iskrzy rozpacz w jego oku,

Bo w duszy ranie ów czas bywa solą.


Warto więc - może?! - zegary zatrzymać,

Zdjąć maskarady warstwy jak z cebuli,

Kogoś za rękę po prostu potrzymać,

Kogoś ramieniem objąć i przytulić,


Ustom odpocząć dać od nieprawości,

Aby poczuły jak prawda smakuje,

Sercu pozwolić na szczerość w czułości,

Za drzwi wyrzucić, co nas deformuje.


Nieważny brokat, światła w szklanych bombkach,

Stół, co się łódką od potraw ugina.

Niech żadna dusza nie płacze po kątach,

Ciało niech żadne kolan nie ugina


Przed propagandą i obłudą świata,

Który zaciera jak stręczyciel dłonie

Który nas wrednie z nas samych okrada

I ekscytacją od korzyści płonie.


Niech ten czas będzie nami przesiąknięty -

Bezwstydnie szczery (jak mówią: "do bólu!).

Płaszcz zakłamania niech z nas będzie zdjęty

I odwieszony, by się pozbyć trudu.


Ten dzień (dwa może) w całym krótkim roku

Niech się przedłuża dzieciństwem beztroskim

I nie przyspiesza niepotrzebnie kroku

Stając się dla nas jako karmel słodki,


Co na choince w błyszczących sreberkach

Różne odcienie kolorów przyjmuje...

Pamiętam dotąd smak tego cukierka,

Którym się drzewek już nie dekoruje.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz