Jeszcze jest ciemno... a świat śpi spokojnie.
Myśli me krążą jak ćmy wokół światła.
Dusza zaś cierpi, snując się bezdomnie
W czasie, któremu w gusta nie przypadła.
Gorąca kawa, będąc rytuałem
Dnia, gdy się ledwo z pieleszy wynurza,
Budzi pragnienia co najmniej zuchwałe,
Przez co się budzi uczuć wściekła burza,
Bowiem nie sposób pogodzić sprzeczności,
Jakimi targan człowiek od środka:
Dusza wszak bywa zachłanna miłości,
Ciału wygoda jestże bardziej słodka.
Kłębią się zatem refleksji knowania,
By w tej od wieków ciągnącej się wojnie,
Nie doprowadzić wręcz do obłąkania
Zmysłów, co które pojmują ułomnie
Otaczającą człeka rzeczywistość -
Wiecznie bijące źródło przyjemności
Jakiemu obca na ogół jest czystość,
A bliższa korzyść z plugawej podłości.
Zbrukaną zatem dusza często bywa
Przez ciało, które żywo nią handluje,
Na skutek czego ta się wciąż ukrywa
W bezludziu ulic, gdzie wytchnienie czuje
I gdzie wyciąga ręce jak pociecha,
Co się w ramiona Ojca pragnie wtulić,
Gdzie na śmierć niemal z utęsknieniem czeka
I gdzie się może dyskretnie rozczulić,
By zaznać ulgi jak kropli na ustach
Spierzchniętych bardzo bolesnym pragnieniem,
Kiedy bukłaka zawartość jest pusta
A woda staje się tylko marzeniem...
Siedzę przy kawie, o tym rozprawiając
Jakbym się z hardą wrogów sama biła.
Ciemność za oknem, ciągle się tułając,
Błogość nastroju we mnie ocaliła,
Więc się wpatruję w zalane chodniki
Strumieniem światła latarni drogowych...
Wiatr szarpie z liści dziergane szaliki,
A z nieba kapie łzami rytm miarowy...
Niechaj zostanie ów moment dziewiczy.
Nie mam ochoty na maraton szczurów,
Z których jest każdy trzymany na smyczy
Z wszech stron wzniesionych labiryntem murów.
Niechby ta chwila trwała długowiecznie...
Dusza nareszcie czuje wyciszenie.
Harmonia płynie sielsko i bezpiecznie...
Życie się toczy, lecz jak nieistnienie,
Przez co się wznosząc w chwili kontemplacji
Odczuwam wolność niczym nie skażoną,
Zostawiam buty ciężkie grawitacji,
Pod stopą mając przestrzeń opierzoną.
Niebawem zegar podciągnie kurtynę
Korbą obrotów wskazówek skrzypiących,
Szarpnie za światła dość oporną linę
I reflektorów błyśnie blask rażący.
I zniknął nagle, jak niespodziewanie,
Z kawą spijane chwile medytacji,
I znowu dusza z ciałem w ringu stanie,
By udowodnić słuszność własnych racji,
I znów się rundy posypią w godzinach
Wzlotów, upadków, zwycięstw i nokautów.
Dojdzie do głosu nieszczęścia przyczyna -
Codzienność, która jest kwestią ryczałtu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz