poniedziałek, 11 grudnia 2023

DRZEWA MOJE!

Drzewa moje potężne, w górę wybujałe

Ciągnące się połacią w celu niekonkretnym!

Drzewa moje strzeliste, silne i wspaniałe

W majestacie swych koron niezwykle statecznym!


Drzewa moje!... by z dołu głosem was dosięgnąć,

Muszę krzyczeć, choć sił mi w piersi ledwo starcza.

Raptem zdołam swym okiem wnikliwym was sięgnąć,

Wnet się w twarz mą wysuwa splotów waszych tarcza,


Więc nie sposób się wedrzeć w zwinięte konary

Wzrokiem, który się wspina po pniu nieudolnie.

Widzę niebo nade mną przez niewielkie szpary

Przesiewane gałęzi sitem niespokojnie.


Cóż za lęk was kołysze jakby chciał was wyrwać,

Poluzować wiązanie skręconych korzeni?!

Na boki was popycha, nie zamierza przerwać,

Byle skruszyć obręcze was dzierżącej ziemi.


Drzewa moje, odważnie, dumnie nieugięte!

Wiatr się chowa w was wściekły, za włosy was szarpie,

A wy owym intruzem wcale nieprzejęte,

Czekacie, aż swą złością zmęczony wypadnie


I poleci na oślep przez dziewicze łany.

Falbanami piżamy jak wariat łopocząc,

Akustyką poszumów brutalnie ścigany,

Co rózgami i świszcze, i gwiżdże, go chłoszcząc.


Drzewa moje... godności nigdy nie tracące...

Nawet kiedy was jesień z zwiewnych szat odziera.

Stoicie w poniżeniu listkami płaczące,

Lecz mimo to dostojność z was w słońce spoziera


A kark się nie ugina od trudu i znoju,

Choć chmury was biczują wody rzemieniami.

Jesteście, drzewa moje, oznaką spokoju.

Garniecie cały błękit konar ramionami


I aktem przebaczenia ów mnie rozczulacie...

Kto kochać tak potrafi, choć bywa wzgardzany?

Tyle w sobie dystynkcji, drzewa, posiadacie,

Że świat mógłby być przez was nią obdarowany.


Spływa na mnie łoskotem wielkość wręcz ogromna,

Kiedy siedząc pod wami, zmysły swe poskramiam.

Szelesty wasze chłonie dusza szeptów chłonna,

Więc milcząc, szmerem myśli o życiu rozprawiam,


A wy ową dyskusją szczerze pochłonięte

Gestami i szemraniem mi odpowiadacie.

Gałęzie zaś nade mną jak skrzydła rozpięte

Lśnią w złocie dnia lub w nocy srebrzystym brokacie,


Więc wzbijam się nań jako ptak, Ziemię kopnąwszy,

I szybuję powietrzem z wszech stron obmywana.

Pod wami, moje drzewa, na moment stanąwszy,

Lotkami jak latawiec jestem kołysana.


Gdyby człowiek potrafił znieść upokorzenia

Z taką gracją i siłą jaką w sobie macie,

Pewnie by nie zadawał drugiemu cierpienia,

Odradzałby się wiosną po bolesnej stracie,


A tak... jakoby szkodnik, co naturę niszczy

I sieje spustoszenie gdziekolwiek się zjawi,

Samym sobą uprzednio bezmyślnie wzgardziwszy,

Gniew pijąc, nienawiścią się dusi i dławi.


Jak okiełznać w nim złego syndrom obrzydliwy,

By nie był jak arszenik czy połknięty cyjanek?

Świat bez niego przecież byłżeby możliwy!,

A tak... niszczy go człowiek dla bzdurnych zachcianek


I ostrzem pił was ścina pod cywilizację,

Rozciągając betonu skorupę, sieć kabli,

Utwierdzony w słuszności wygłaszanych racji,

Którymi ludzie życie już z tlenu okradli


I nie chcąc się w tej zbrodni bezdusznej zatrzymać,

Żywicy plamy z dłoni jak Piłat szorują.

Jak można, drzewa moje, waszą śmierć powstrzymać,

Na którą tłumy wasze godnie maszerują?!

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz