Pan wybaczy,… już
pana pożegnam.
Na peronie są
moje bagaże.
Idę już, zanim
zegar mnie przegna.
Zostać tu bowiem
się nie odważę.
Pyta pa: dokąd
pędzę?, gdzie jadę?,
Przed kim tak,
albo przed czym uciekam?
Obiecuję – to
wszystko rozważę,
A tymczasem
odchodzę, nie zwlekam.
Pragnie pan mnie
zatrzymać przy sobie
Choć do dnia, w
którym zamknę swe życie.
Nie wie pan, że w
mej drobnej osobie
Mieszka ktoś,
kogo widać w zeszycie
Pełnych słów –
filmów w krótkim metrażu,
Pełnych stron,
jak galerii obrazów.
Wiatru się przecież nie da zatrzymać.
Nie da się wiatru chwycić za ręce.
Wiatr jest w podróży – lato czy zima.
Kołem pociągu dudni w nim serce.
Wiatr moje ciało skrzydłami rozcina,
Porywa w niebo lekkim podmuchem,
Duszę, jak żagiel mocno napina,
Więc z wiatrem lecieć po prostu muszę.
Pyta pan, czy się
jeszcze spotkamy?...
Kto to wie, czy
zastanie nas jutro?
Dzisiaj już sobie
ręce podamy.
Pan na ramię
założy mi futro.
Potem ja wolnym
krokiem odejdę.
Może raz się za
siebie odwrócę,
A gdy próg stacji
na peron przejdę,
Cichy wiatr
pogwizdując zanucę.
Może pan stanie w
ognie milczący.
Deszczu łza
zwilży moje powieki.
Stukot kół ciężki
pociąg ciągnących
Czynią świat bliskim, choć jest dalekim.
Czas czekania
potwornie się dłuży,
A ja wciąż…
ciągle jestem w podróży.
Wiatru przecież się nie da zatrzymać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz