wtorek, 23 marca 2021

MANIA ŚPIEWANIA

Uparła się Mania – pani sroka,

Patrząc że na świat dumnie z wysoka,

Iż będzie śpiewać w chórze z ptakami

Przed wschodzącymi słońca promieniami.

Stanęła prężnie w amfiteatrze

Przed dyrygentem – panem słowikiem

I dźwięki z dzioba wydając straszne,

Zdała się przestrzeń drażnić wielkim krzykiem.

Ptaki się w niebo z lękiem zerwały,

Jakby spłoszone przez drapieżnika,

I z panią sroką śpiewać nie chciały,

Gdyż głos jej hałas okrutny przenika.

„Och, droga pani… – pan słowik wzdycha,

Nieśmiało tworząc argumentację –

Och, do opery się pani wpycha,

Lecz niszczy pani wszelakie tonacje.

Nut pani nie zna, przyznać to muszę.

Słuchu też pani wszak nie posiada…

Wybaczy pani, że to poruszę,

Lecz niechże pani wśród widzów zasiada.”

Na to się Mania złością uniosła

I w gniewie skrzydło w pięść zacisnąwszy,

W stół uderzyła i trzask rozniosła.

„Mój głos – krzyknęła – nie jestże najgorszy!

Nikt mi śpiewania wszak nie zabroni.

Chcę, bo mam talent, i będę ćwierkać.

Ja możliwości mamże na dłoni

I jeszcze z dumy wielkiej będę pękać.

Pan, drogi panie, pojęcia nie ma,

Że sztuka bywa wolną w przekazie.

Pewnie dlatego mnie nie docenia,

Więc, żegnam pana!... i mówię na razie.”

To rzekłszy, sroka w górę się wzbiła,

Skrzydła rozpięła na wysokości,

A gdy świecące coś zobaczyła,

To przyspieszyła lotem w swej prędkości

I obniżając poziom podróży,

Chwyciła dziobem to, co znalazła –

Ta skłonność sroki chwały nie wróży,

Bo dobre imię „złodziejką” jej skradła;

Lecz cóż poradzić na Mani słabość?!

W domu ma pełno kradzionych rzeczy,

A gdy odczuwa z kradzieży radość

Na całe gardło przeokrutnie skrzeczy.

Przed świtem Mania się wystroiła.

Pióra w błyskotki poubierała.

Głos przed lusterkiem przez noc ćwiczyła,

A przed porankiem do chóru pognała.

Rozsiadła się sroka na gałęzi,

Błyszcząc srebrem, złotem, koralami,

I pośród treli głosu nie szczędzi,

Strzelając dźwiękiem, jak karabinami.

Wszystkie się ptaki nagle spłoszyły.

Słońce z pieleszy wyjrzeć nie chciało.

Drzew się konary w ciszy skuliły.

A, Mani gardło przerażenie siało.

Zanim się sroka zorientowała,

Że wszyscy w strachu gdzieś odfrunęli

I że w operze sama została,

Słońce załkało, leżąc wciąż w pościeli

I świat się zalał deszczu rozpaczą,

Więc sroka w smutku wraca do domu.

„Czy mi mój występ kiedyś wybaczą? –

Siorbała nosem, płacząc po kryjomu.

Na te się słowa sowa odzywa,

Co wszystko z dębu obserwowała.

„Czasem – powiada – tak właśnie bywa,

Gdy się talentom głowa nie poddała.”

„Ja chciałam śpiewać. – sroka tłumaczy –

Co w tym takiego niepoprawnego?

Czy to coś złego, na litość!, znaczy,

Że pragnę częścią być chóru ptasiego?”

„Każdy – wtem sowa dumnie wykłada –

Ma w sobie dary niezastąpione.

Każdy talenty, jakieś posiada,

Więc w ich nam trzeba podążać że stronę.

Ty, na ten przykład, śpiewać nie umiesz,

Więc do opery się nie nadajesz,

Lecz, jak nikt!, modę dobrze rozumiesz

I od jej nurtów strojem nie odstajesz.

Zajmij się może projektowaniem.

Szyj piękne ciuchy, twórz biżuterię.

W tym widzę twoje wszak powołanie.

Koliber Jeremi ma kafeterię… –

Sowa przypadkiem sięga w zadumę –

U niego mogłabyś coś wystawić.

Do życia podchodź zawsze z rozumem.

Ot!, co ci mogłabym sroko doradzić.”

I tak to sroka u Jeremiego

Karierą swoją debiutowała.

I nie masz krawca od niej lepszego –

Tak to się Mania zareklamowała.

Teraz wybitną jest projektantką

I do teatru szyje kostiumy.

Praca jej idzie sprytnie i gładko,

Więc ciągną do niej klienteli tłumy.

Chodzi wszak o to, by siebie poznać,

Aby talenty w sobie odszukać

I powołanie w swym życiu spotkać,

A nie do wszystkich drzwi za szczęściem pukać.

Jeden potrafi śpiewać, rysować,

Następny służyć mądrą poradą,

Inny naprawiać i konstruować.

Rób to, co umiesz!  -masz takie że prawo.

Nie myśl, że inni są znacznie lepsi

I że ty do nich wszak nie pasujesz.

Jeśli tak myślisz, myśl tę odepchnij,

Bo myśl taka znaczy, że się marnujesz.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz