Nad
rzeką pod parasolem wierzby płaczącej
Płyną
do Boga słowa wdzięczności gorącej.
Ewa
włos złotym słońcem czesząc, zaplatając,
W
lustrze wody z podziwem na siebie zerkając,
Wygłasza
takie mowy i modłom wtóruje:
„Żeś
mnie stworzył mój Boże, bardzo Ci dziękuję.
Że
będę jutro lepszą, szczerze obiecuję.
Co
by zrobił beze mnie chłopina ubogi?
Miałby
tylko okropnie zaśmierdziałe nogi,
Przyrodzenie
od brudu muchami sklejone,
Włosy
pełne wszawicy, lico niegolone,
No!,
i nago w ogrodzie, jak dzikus, by latał,
Przypominając
sobą jedynie wariata.
A,
tak!, żem go, mój Boże, porządnie umyła,
Ogoliła,
ubrała i doprowadziła
Do
stanu, w którym wreszcie człowiekiem się zdaje
I
przynajmniej wyglądem wcale nie odstaje
Od
przyjętego, Boże, dawno homo sapiens,
Choć!,
nie ukrywam, bywa życie pełne napięć,
Bo
mąż, się zdaje, wcale z gałęzi nie schodzić,
Jakoby
to uparcie chciał sobie zaszkodzić.
I
tak się będzie wadzić, jak dziecko marudne,
W
charakterze zawzięte i strasznie paskudne.
Gdziekolwiek
by nie stanął, tam ślad swój zostawia:
Brudne
skarpety, majtki czy rozlana kawa.
W
domu wciąż czegoś szuka, jakby się wprowadził,
Jakby
w mieszkanie swoich bagaży nie wstawił.
„Gdzie
ręczniki?!” – mnie pyta, choć lat kilkanaście
W
tym to samym pokoju, w komodzie są właśnie.
Niczego
nie znajduje, a gdy ja podchodzę,
Następuje
cud wielki!, mój Ty dobry Boże,
Bo
się dziwnym sposobem nagle okazuje,
Że,
co on!, od lat szuka, jak migiem znajduję.
Oj,
dobrze, żeś mnie stworzył, choć to utrapienie –
Takie
chłopa przez życie ciągłe prowadzenie.
On
powinien dziękować, żeś mnie mu podsunął,
Bo
beze mnie na głowę świat by jemu runął.
Tak
mu ugotuję, posprzątam, drogę wskażę,
Jak
żyć trzeba, mu wszystko wyłożę, pokażę,
Przypilnuję,
by sobie zdrowia nie zmarnował,
Nim
się zaopiekuję, jak będzie chorował.
Oj,
dobrze, żeś mnie stworzył, bom jest wybawienie
Dla
mężczyzny mojego i uszczęśliwienie,
Bo
beze mnie by zginął nieboraczek biedny,
Któremu
ktoś, jak ja, na co dzień jest potrzebny…”
„Nie
chciałabyś – Pan Bóg Ewy wywód przerywa –
Być
bardziej, niż jesteś, ładniejsza i szczęśliwa?
Może
w swojej urodzie chciałabyś coś zmienić,
Aby
relacje z mężem na lepsze odmienić? –
Pyta
Pan Bóg niepewnie Adamem przejęty,
Biorąc
to pod uwagę mężczyzny lamenty –
Jesteś
trochę ostatnio Ewo zaniedbana…”
„Bom
jest zmęczona, Boże!, oraz niewyspana! –
Krzyczy
Ewa uwagą strasznie rozdrażniona –
Dziećmi
jestem od rana po świt obarczona!
A
w Adamie mam wsparcie, jak u czterolatka!
Sprzątam,
gotuję, piorę, biegam, jak wariatka,
I
co palcem nie wskażę, Adam nie wykona.
Moje
ciało po ciężkim dniu tyrania kona.
Nie
mam czasu, ochoty nóg wydepilować.
Nie
dane jest że mi się również umalować.
W
pocie czoła pracując, makijaż topnieje.
Później
Adam się ze mnie tylko na głos śmieje… -
Rozpłakała
się na to udręczona Ewa –
Niechże
Pan Bóg się na mnie o prawdę nie gniewa.
Co
na sercu żem miała, dziś w szczerości mówię.
Kocham
mojego męża, a czasem nie lubię.
Czasem
bym go złapała, za łeb wytargała
Lub
niekiedy do piersi wdzięcznie przytulała.
A,
poza tym… uroda!... I co że mi z tego?!
Jakżeś
stworzył mężczyznę w latach ułomnego.
Piękną,
zgrabną bym była, lecz na cóż?!, dla kogo?!
Wszak
mężczyźni już z wiekiem to niewiele mogą.
Im
już tylko prostata, przepuklina ciąży.
Ich
instrument niezdolny zawiązać jest ciąży.
Hemoroidy
i wrzody jemu dokuczają,
Jądra
w stawianiu kroków strasznie przeszkadzają.
Gdybyś
tak jego ulepszyć zechciał, mój Boże,
Że
to zawsze i wszędzie ukochany może,
To
sama bym o siebie, jak trzeba!, zadbała
I
na przywary męża bym nie narzekała.”
Pan
Bóg westchnął, posmutniał i idzie w zadumie.
Błąd
swój to karkołomny teraz już rozumie.
„Czy
musiałem to stworzyć ciało z części ciała?
Dziś ważne, nie co dusza, lecz dupa by chciała
I
dlatego mi człowiek nieustannie grzeszy,
W
pokucie i w modlitwie haniebnie się spieszy,
A
w grzechu się pławi i grzechem delektuje,
Dba
o ciało, a duszę strasznie zaniedbuje.
Będę
musiał – powiada – restrykcje wprowadzić,
By
człowieka na ludzi godnie wyprowadzić.” –
Jak
powiedział, tak zrobił – usiadł i napisał!
Mojżeszowi
wyjaśnił, kiedy na głos czytał
Każdy
paragraf prawa Dziesięciu Przykazań,
W
których mieści się sedno Ojcowskich rozważań.
I
tak powstał Dekalog dla nas, moi Mili,
Byśmy
się polubili i nie pogubili.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz