Zapach deszczu świeżością na wskroś mnie
przenika
I opada na twarzy bryzą rozproszoną.
Jakby dźwiękiem monet lecących z portfelika,
Kropla krople powiela w kropli pomnożoną
I zastyga na rzęsach, we włosach topnieje,
Drży na ustach pieszczotą bezwstydnego szeptu,
Brwi rozciera i w słońcu szkliście promienieje,
Dając błogość spokoju kojącemu sercu.
Oczy ufne zamykam i głowę unoszę
W błękit, który się skrapla kaskadą poszumu.
Jest mi dobrze, więc o nic Niebiosa nie proszę.
Jestem sama i… nie ma fal rwącego tłumu.
Wokół cisza plusk wody akustycznie niesie.
Nutą bębna o chodnik rozbija się kropla.
Tamburynem gałęzi dłoń rytmicznie trzęsie –
Cała przestrzeń w tych dźwiękach tonęła i mokła.
A trójkąty muzyczne z traw tony strącają,
Metalicznym oddźwiękiem w źdźbłach je
rozsypując.
Kastaniety w muzykę galopem wkraczają,
Potrząsając kroplami i deszczem skapując.
Wtem do taktu się drumla rytmicznie wynurza.
Nieba płyną na ziemię pasmem wodospadów.
Mój krok akordeony w kałużach pobudza,
A liście wibrafonem stały się opadów.
Ksylofony zadrżały w krzewach dzikiej róży.
Witki wierzby, jak struny harfy przepłoszonej,
Której dźwięk chmur posępnych nawałnicę wróży,
Świszczą wiatru harmonią nuty roztańczonej.
Nagle… gong! – i lunęło wody rozpryśnięciem,
Co, jak sztormem, połknęła przestrzeń przestraszoną.
Moja dusza i ciało opływane szczęściem
Były niczym płód, który zamieszkuje łono.
Nic mi nie przeszkadzało i nic nie drażniło.
Wolnym krokiem do domu w ulewie wracałam.
Nic mnie też od natury niczym nie dzieliło -
Idiofonów, co wokół, z rozkoszą słuchałam..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz