Jakież
serce w narodzie ducha w piersi piecze,
Że
wojuje na co dzień i ogniem, i mieczem?!...
Dzieci
swoje w kolebce bezwzględnie tresuje
I
do rywalizacji brutalnej szykuje,
Sycząc,
jakby z pozycji ich anioła stróża,
Że
przed nimi jest życie, czyli wojna duża,
W
której chwyty wszelakie są i dozwolone –
Ważne!,
nie jak?!, by zdobyć na swą skroń koronę,
A,
kiedy już się dupą na tronie zasiędzie,
Niczym
kura, choć głupia, na wysokiej grzędzie,
By
wymusić na wszystkich ślepe posłuszeństwo,
Kosztem
innych, choć mądrych, uczcić swe zwycięstwo.
W
Polsce, zda się, nie rozum, ale sprytu siła
Ponad
wszelkie mądrości triumfalnie się wzbiła,
Więc
się jeden drugiemu w gardło zębem wbija,
Wrzeszcząc,
pięścią despoty stołu blat rozbija
I
nie słucha, co inny ma do powiedzenia,
Ważne
wszak, by „moje!” było sensem istnienia.
Kipi
w ludziach nienawiść, zazdrość trawi kości,
Zawiść,
egoizm, podłość w gardło wbija ości.
Mści
Polak rodaka oraz zemstą rujnuje,
Przekleństwem
z ust Pawlaka, jak Kargula, szczuje,
A
w niedzielę przykładny podczas nabożeństwa
Znak
pokoju rozdaje, jak z szczerego serca.
Kiedy
jednak Kościoła próg nogą przekracza,
Postępuje
tak podle, że sobie uwłacza.
Łypie
okiem na boki, sąsiadów podgląda,
Ludzi
wielkich sukcesów w ekranie ogląda
I
we wszystkich się stara znaleźć coś podłego –
Tylko
w sobie nie widzi niczego zdrożnego,
Przekonany,
że w butach do Nieba poleci,
Mimo
tego, że dupą bezczelności świeci.
Sztuczna
w takim życzliwość, serdeczność kłamana.
Prostak
to, a udaje w wielmożności pana.
Niby
z lepszej rodziny, ma papier docenta,
A
nie jest nawet cieniem stóp inteligenta.
Prestiż
sobie podnosi aktami własności,
By
być panem czcigodnym na królewskiej włości.
Wartość
swoją pompuje, jak sroka, błyskotką
I
obstaje, by jemu było tylko słodko,
Więc
po głowach, jak trupach, na szczyt się wdrapuje,
Do
czynienia wszystkiego prawo uzurpuje,
Gardząc
bliźnim i siebie na piedestał wznosząc,
Żądając,
rozkazując, nigdy jednak prosząc,
A
niszcząc konkurencję, pomaga złodziejom,
Że
się później z wariata inne państwa śmieją.
Sprzedałby
własną matkę, gdyby mógł zarobić
I
egocentryzmowi swojemu dogodzić.
Jak
się to rozprzestrzenia w Polsce ta zaraza,
Przygląda
się bezradnie Zygmunt Trzeci Waza…
Dzięki
Bogu!, są jeszcze w tym narodzie ludzie,
Którzy,
mimo przykrości, w codzienności trudzie
Serc
szlachetnych, sumienia, ducha nie stracili
I
się w wyścigu szczurów wolą nie stopili;
Którzy
mają kulturę i światło mądrości,
I
stawiają przed sobą głos swej wrażliwości;
Którzy
nie tylko słowem, ale także czynem
Niosą,
jak sztandar, w życie do dumy przyczynę;
Którzy
cenią człowieka, że jest on człowiekiem;
Którzy
radością karmią, jako matka mlekiem;
Którzy
to upadłego z rynsztoku podnoszą;
Którzy
za innych bardziej, niż za sobą proszą.
To
dzięki Nim jest we mnie duma pochodzenia.
Żem
Polka! – głoszę wszędzie i bez zawstydzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz