wtorek, 2 czerwca 2020

NABOŻEŃSTWO

z koroną-wirusem
Pierwsza Msza po kwarantannie.
Proboszcz czuje się banalnie.
Strach podwyższa mu ciśnienie.
Serce szczuje przyspieszenie.
Puls szaleje rozhuśtany.
Wzrok mu krąży rozbiegany
Po szczelinach, zakamarkach,
W bocznych nawach oraz szparkach.
Ksiądz slalomem ławki mija.
Czujnie pręży mu się szyja.
Jak pantera przeskakuje
I zza kolumn podpatruje
Gdy lud wiernych wyposzczony
Biegnie Boga wygłodzony
Do kościoła po Chleb Życia.
Proboszcz śledzi ich z ukrycia,
Zza ławeczki, zza donicy,
W kamuflażu przyłbicy,
W rękawiczkach i maseczce,
I w pajęczyn koroneczce.
Wtem ruszyli sznurem ludzie.
Ksiądz nadyma lękiem buzię
I omdlewa z przerażenia
Gdyż go dręczą podejrzenia,
Że ktokolwiek się wyłamie
I przepisy zasad złamie,
Więc z oddali jak lew ryczy,
Jakby wiernych miał na smyczy;
„Po dwa metry odległości!” –
Głosi bez oznak czułości,
Po czym susem sarny bieży,
Wzrokiem wszystkich wiernych mierzy,
Do zakrystii podążając
Jak spłoszony strachem zając,
A po chwili zza futryny
Błyszczy pasem jasnej szyny,
Która trzyma przyłbicę,
Gdy wysuwa własne lice,
Żeby wszystkich skontrolować,
Tak wynurza się... i chowa.
Parafianie zaś czekają,
Na zegarek spoglądają,
Msza się zda dziś opóźniona.
Wiara faktem tym znudzona,
Rozglądając się po sobie,
Nic nie wspomni, nic nie powie.
Wtem podchodzi do ołtarza –
Wzrokiem srogim się odgraża –
Ksiądz w zaszczytnym majestacie,
Co ma strachu pełne gacie.
Płynie rycerz w przyłbicy.
Chód nad ziemią zwinnie ćwiczy,
By niczego się nie dotknąć
I o COVID się nie potknąć,
A gdy zwrócił twarz do wiernych,
Każdy ujrzał obraz mierny
Proboszcza uzbrojonego
I przesadnie ostrożnego.
Wtem zagrzmiało wszem: „Pan z wami!”
Lud półgłosem i ustami
Spod maseczki, z niepewnością
I wyraźną uprzejmością
Ledwo wzdycha: „Z duchem twoim”,
Bo lud widzi, że się boi
Ksiądz, co drżący jak osika,
Ciężko ziaje i oddycha.
Gdy odpowiedź zaszumiała,
Flaszka płynu zapiszczała,
Bowiem kapłan obmył ręce
Przekonany niemal święcie,
Że parafian zająknienie
Niesie słowem zagrożenie.
Na kazaniu o odwadze
W słusznej, bowiem Bożej sprawie,
Proboszcz mówi wyśmienicie,
Drżąc o swe doczesne życie.
Wszystkich głośno nawołuje,
Generalsko rozkazuje,
By walczyli o kościoły,
Choć czas trudny, niewesoły,
Przy czym poci się strudzony,
Bo wyraźnie przerażony.
Słowa płoną, jak lwie serce!,
A ksiądz myje ciągle ręce,
Podejrzliwie obserwując,
Nie ufając i stróżując,
By dwa metry odległości
Były trwałe w ostrożności.
Ta przesadna pedanteria
I panika, i histeria
W nabożeństwo się wtopiła,
Aż Komunię ośmieszyła,
Bo z dwóch metrów odległości
Ksiądz z powodów ostrożności
Kładł Chleb Boży, lecz z żądaniem,
By nie westchnął mu nikt: „Amen”,
Na splecione obie dłonie
Mocno przed się wyprężone
Jako struna w instrumencie,
Którą zrywa naciągnięcie.
Suną wierni więc gęsiego
Do proboszcza surowego,
By nakarmić duszę Panem
Przerażoną rzeczy stanem.
Wtem do księdza Staś podchodzi,
Który z bólu wręcz zawodzi,
Bowiem ręce ma za krótkie
I choć silne, to malutkie,
A z tytułu zarządzenia,
Mimo na przód wychylenia
Nie dosięga odległości
Wbrew ambitnej staranności.
Ksiądz przed Stasiem stoi twardo
I spogląda nań wręcz hardo.
Staś dosięgnąć Chleb próbuje,
A ksiądz też nie ustępuje,
Więc się ciągnie gimnastyka,
W której Staś tylko utyka,
Płonąc z bólu i wysiłku,
I cierpienia minut kilku.
Proboszcz w końcu nie wytrzymał
I kolejkę wnet zatrzymał.
Sięgnął ręką do zakrystii.
Wziął kij do strącania wiśni.
Wzrokiem gniewu w Stasia rzucił.
Wierny strasznie się zasmucił.
W pokorności spuścił głowę.
Czekał w lęku, co też powie
Proboszcz, który tak się złości,
Że Staś łamie ostrożności
Kończynami, co za krótkie
I choć silne, to malutkie?,
Ale proboszcz w zawziętości
I w przedziwnej wręcz cichości
Chleb Stasiowi daje kijem,
Którym później w grzbiet go bije,
Wykrzykując upomnienia!,
Recytując obostrzenia.
Staś spłoszony sytuacją,
Tym szaleństwem i wariacją
Pod prąd rzucił się w ucieczce.
Lud go trąca, bo go nie chce,
Więc wybuchły starcia, waśnie
Z COVID cyfrą dziewiętnaście.
Zatem Stasia odpychają
I łokciami go szturchają,
By w granicach odległości
Trzymał zasad ostrożności.
Staś z sińcami pod oczami,
Z podartymi rękawami
Ledwo ze Mszy uszedł z życiem,
Niosąc strach ust swoich krzykiem.
Takie czasy, moi Mili…
Byście się nie zaskoczyli,
Gdy i dla Was nabożeństwo
Kijem wskrzesi w Was męczeństwo.
Z COVID jeden sens wynika –
Bardziej niszczy nas panika.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz