wtorek, 9 czerwca 2020

DZIECIŃSTWO


Kiedyś zasypane dziećmi podwórko,
Co się bawiły pod pogodną chmurką,
Wrzało, huczało!, pęczniało od śmiechu.
Wszystkie pomysły były warte grzechu.

Pełno chłopaków i dziewcząt w pogoni
Jak stado dzikich, rozpędzonych koni
Na łące, w siana kopach, w snopach zboża –
Była to pora w szczerym złocie hoża.

Grała dzieciarnia w piłkę, gnała w berka.
Do dziś wspomnienia łez kropelka pęka.
Atrakcją była również ciuciubabka,
A i na psotę zawsze była chrapka.

Czy to podchody, czy też chowanego,
Albo wyprawa do sadu czyjegoś
Na jabłka, śliwki, orzechy laskowe,
Plecione wianki w kwiaty kolorowe

Czy wędkowanie lub kąpiele w rzece
Bez pozwolenia przy zwykłej uciesze,
Rwanie marchewek i rzodkiewek z pola –
Była to dziatwa żwawa i wesoła!

Trudno ją było do domów powganiać,
Choć wieczór w noc się już zaczynał słaniać.
Oj!, jakże piękne było to dzieciństwo,
Które jak bańka mydlana dziś prysło.

Zanim w Wąsoszu kogut kury zbudził,
Nim świt przez okno zapukał do ludzi,
Dzieciństwo w rosie już się obmywało
Jakoby nigdy, przenigdy nie spało;

Przez płoty gnało na oślep przed siebie,
Śledząc obłoków kształt na jasnym niebie,
Albo w hamakach drzew odpoczywało
I biegło naprzód, chociaż się ściemniało,

Ciągle w pośpiechu, ciągle bez wytchnienia,
Bez narzekania oraz bez zmęczenia,
Choć czasem w polu starszym pomagało
Lub lasu owoc wytrwale zbierało.

Dzieciństwo sielskie z brudnymi stopami,
Z potarganymi i z wiatrem włosami,
Z dziurą w rękawie, albo na nogawce
I z wyobraźnią, co niczym latawce,

Z głową gdzieś w chmurach bez przerwy chodziła
I niejednego czymś też zaskoczyła,
Czyniąc przeróżne zabawy i psoty,
Nierzadko bowiem dla prostej ochoty,

I każde dziecko na skrzydłach wznosiła,
Bo niepokorną i szaloną była,
Choć ustępliwą wobec obowiązków
I nie niszczącą pradawnych porządków.

Oj!, jak baśniowe to dzieciństwo było,
Które energią tryskało i żyło
I wiecznie w biegu, i wiecznie w pośpiechu
Gnało w podskokach, jak również w uśmiechu.

Dziś we Wąsoszu, kiedy tam zaglądam,
Wciąż wspomnieniami dzieciństwo podglądam,
Lecz w melancholii, bowiem w martwej ciszy…
Gdyż mimo starań dzieci nikt nie słyszy.

Wszystkie się w domach swoich pochowały
I chyba nieco za wcześnie dojrzały.
Nie korzystają z beztroskiej zabawy…
Czas ich dzieciństwa ślepy i koślawy.

Jakaż to szkoda podstarzałe dziatki,
Że w was powaga ojca, albo matki,
Że w bezmyślności swej nawet nie wiecie,
Ile was szczęścia mija na tym świecie.

A, ja, wbrew wieku!, ciągle rozhasana,
Choć jest wytrwałość we mnie tulipana,
I wspomnieniami dzieciństwo swe wskrzeszam,
I tym doznaniem duszę swą pocieszam.

Gdy we Wąsoszu przysiadam pod niebem,
Pod rozłożystym, rozszumianym drzewem,
Staję się dzieckiem bez zastanowienia –
Tak!, czas cofają bezcenne wspomnienia.



1 komentarz: