Kiedyś
zasypane dziećmi podwórko,
Co
się bawiły pod pogodną chmurką,
Wrzało,
huczało!, pęczniało od śmiechu.
Wszystkie
pomysły były warte grzechu.
Pełno
chłopaków i dziewcząt w pogoni
Jak
stado dzikich, rozpędzonych koni
Na
łące, w siana kopach, w snopach zboża –
Była
to pora w szczerym złocie hoża.
Grała
dzieciarnia w piłkę, gnała w berka.
Do
dziś wspomnienia łez kropelka pęka.
Atrakcją
była również ciuciubabka,
A
i na psotę zawsze była chrapka.
Czy
to podchody, czy też chowanego,
Albo
wyprawa do sadu czyjegoś
Na
jabłka, śliwki, orzechy laskowe,
Plecione
wianki w kwiaty kolorowe
Czy
wędkowanie lub kąpiele w rzece
Bez
pozwolenia przy zwykłej uciesze,
Rwanie
marchewek i rzodkiewek z pola –
Była
to dziatwa żwawa i wesoła!
Trudno
ją było do domów powganiać,
Choć
wieczór w noc się już zaczynał słaniać.
Oj!,
jakże piękne było to dzieciństwo,
Które
jak bańka mydlana dziś prysło.
Zanim
w Wąsoszu kogut kury zbudził,
Nim
świt przez okno zapukał do ludzi,
Dzieciństwo
w rosie już się obmywało
Jakoby
nigdy, przenigdy nie spało;
Przez płoty gnało na oślep przed siebie,
Śledząc
obłoków kształt na jasnym niebie,
Albo
w hamakach drzew odpoczywało
I
biegło naprzód, chociaż się ściemniało,
Ciągle
w pośpiechu, ciągle bez wytchnienia,
Bez
narzekania oraz bez zmęczenia,
Choć
czasem w polu starszym pomagało
Lub
lasu owoc wytrwale zbierało.
Dzieciństwo
sielskie z brudnymi stopami,
Z
potarganymi i z wiatrem włosami,
Z
dziurą w rękawie, albo na nogawce
I
z wyobraźnią, co niczym latawce,
Z
głową gdzieś w chmurach bez przerwy chodziła
I
niejednego czymś też zaskoczyła,
Czyniąc
przeróżne zabawy i psoty,
Nierzadko
bowiem dla prostej ochoty,
I
każde dziecko na skrzydłach wznosiła,
Bo
niepokorną i szaloną była,
Choć
ustępliwą wobec obowiązków
I
nie niszczącą pradawnych porządków.
Oj!,
jak baśniowe to dzieciństwo było,
Które
energią tryskało i żyło
I
wiecznie w biegu, i wiecznie w pośpiechu
Gnało
w podskokach, jak również w uśmiechu.
Dziś
we Wąsoszu, kiedy tam zaglądam,
Wciąż
wspomnieniami dzieciństwo podglądam,
Lecz
w melancholii, bowiem w martwej ciszy…
Gdyż
mimo starań dzieci nikt nie słyszy.
Wszystkie
się w domach swoich pochowały
I
chyba nieco za wcześnie dojrzały.
Nie
korzystają z beztroskiej zabawy…
Czas
ich dzieciństwa ślepy i koślawy.
Jakaż
to szkoda podstarzałe dziatki,
Że
w was powaga ojca, albo matki,
Że
w bezmyślności swej nawet nie wiecie,
Ile
was szczęścia mija na tym świecie.
A,
ja, wbrew wieku!, ciągle rozhasana,
Choć
jest wytrwałość we mnie tulipana,
I
wspomnieniami dzieciństwo swe wskrzeszam,
I
tym doznaniem duszę swą pocieszam.
Gdy we Wąsoszu przysiadam pod niebem,
Pod
rozłożystym, rozszumianym drzewem,
Staję
się dzieckiem bez zastanowienia –
Tak!,
czas cofają bezcenne wspomnienia.
To były czasy, każdy z nas pamięta.
OdpowiedzUsuń