środa, 10 czerwca 2020

MAKI


Zdaje mi się, że krwią zalewa się ziemia
I falą purpury lekko się kołysze,
Rozlewa się czerwienią w różnych odcieniach
I podpływa pluskiem płatków, drażniąc ciszę,

Po czym… leciutko odchyla się do tyłu
Jakoby tańczyła wiatrem rozmywana…
Ocean osocza z kropel… - nie wiem ilu.
Ognistość kielichów szumem rozsadzana,

A oczy moje na tiulach rubinowych,
Jakby wzrok niesiony na skrzydłach motyla,
Dryfują w splotach nici karmazynowych,
W które amarantowym słońce się wbija.

W tym upojnym szaleństwie światła i cienia
Nie dostrzegam początku, jak również końca.
Tylko żar płomieni, co się rozprzestrzenia,
Skrząc iskrami w zachodach i wschodach słońca.

Wchodzę w morze płatków szkarłatem kuszona.
Bryza kwiatów me stopy w swych dłoniach tuli.
Idę głębiej, wahadłem pąków wiedziona…
Jestem naga w maków biskupiej koszuli

I zanurzam się w głębinie orzeźwienia,
Patrząc z dołu na karminowe wachlarze.
Zapominam o wszelkich mrokach istnienia.
Tonę w makach, opadam na dno… i marzę.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz