czwartek, 17 października 2019

NAJDROŻSZY...


mojemu synkowi
Za szybko wszystko mija, a my jak wbrew sobie
Za wiele przegrywamy i to bezpowrotnie.
Odchodzisz już na swoje i jakby w półsłowie,
A ja stoję bezradna, zastygła przy oknie,

Odprowadzając Ciebie zrozpaczonym wzrokiem,
Który u stóp się Twoich wije i oplata,
Rękoma obejmuje i panicznym okiem
Szuka mi pocieszenia doczesnego świata.

Pamiętam, jakby wczoraj… nad Twoim łóżeczkiem
Wirowały bociany w rytmie kołysanki,
I kiedy po raz pierwszy trzymałeś łyżeczkę,
I kiedy zimą wspólnie poszliśmy na sanki.

Pamiętam pierwsze kroki stawiane niezgrabnie
I pierwsze arcydzieło kreślone farbami…
Czas wszystkich nas traktuje po prostu nieładnie.
Okrada nas i życie wynosi pudłami;

A chciałabym raz jeszcze mocno Cię przytulić,
Pocałunkami budząc we włosach motyle.
Tak bardzo pragnę jeszcze do przeszłości wrócić,
By przeżyć i naprawić wszystkie wspólne chwile,

By móc Ci dać na nowo siebie znacznie lepszą,
Bo opanowaną, ponieważ doświadczoną,
A przez to mój Najdroższy po prostu mądrzejszą,
Bardziej cichą, pokorną i mniej przestraszoną.

Teraz, kiedy poznałam wszystkie swoje błędy,
Wszystkie swoje potknięcia, niedoskonałości,
Chcę wszystko móc poprawić, lecz nie wiem którędy
Mogłabym Ukochany wrócić do przeszłości.

Nie mam już takiej mocy, choć bardzo bym chciała,
By zegary mierzyły wszystko od początku
I dlatego Najdroższy będę przepraszała
Za tę gorycz dawaną w popłochu i wrzątku,

Będę prosić błagalnie o mi przebaczenie,
Że się bardzo starałam, a nie potrafiłam
Spełnić Twoje o szczęściu każdziutkie marzenie,
Że się w swej roli matki strasznie pogubiłam.

Dziś już nie ma powrotu – łzy port zatopiły.
Trzeba będzie nam z innym nurtem się pogodzić.
Wybacz, że nie nadążam, bo już nie mam siły
Dorównać Tobie kroku i przy Tobie chodzić.

Zostanę na uboczu, lecz czujna, jak nigdy,
A kiedy będziesz w sztormie szukał pocieszenia
I kiedy by Ci wszelkie codzienności zbrzydły –
Jestem!, niczym latarnia z gestem przytulenia,

Więc może choć tą jedną minutą w słodyczy
Będę Ci w stanie wszystko Synku wynagrodzić,
A w sobie załagodzić ten ogień goryczy,
Który mą duszę smutną tęsknotami głodzi.

Tak szybko nam umknęło beztroskie dzieciństwo
I takie przekonanie we mnie zostawiło,
Że nadal jest mi dobrze, a zarazem przykro,
Bo mogło być wciąż więcej niż się wydarzyło,

Bo mogłam z siebie zedrzeć łuskę dorosłości,
By skupić się wyłącznie na Tobie Kochany,
By dać Ci jeszcze więcej miłości, radości,
Byś czuł się w każdej chwili życia dopieszczany.

Za dużo zmarnowałam czasu na zmartwienia.
Bezsenność przetrawiłam na szukaniu drogi.
Niekiedy, zamiast z Tobą, na skutek zmęczenia
Byłam obok jakoby wbrew chęci i woli.

Mogłam wiele inaczej rzeczy zaplanować,
Mogłam większą odwagę wykazać w swym życiu,
Obowiązków istotność wręcz przewartościować,
Choćbym straciła wiele w społecznym powiciu.

Mogłam i być powinnam na wyłączność Twoją.
Pewnie dzisiaj bym czuła większą satysfakcję.
Od krytyki się usta kłębią, wiją, roją,
Jakby zawsze we wszystkim miały słuszną rację

I w tej racji wszem wobec wciąż się prześcigają,
Okradając matczyne serca z prawa dumy,
Przy czym same te usta miłość odpychają,
Więc łżą, że niby wszystkie wchłonęły rozumy.

Nam potrzeba się Synku odsunąć od tego,
Co się wokół nawarstwia, rośnie w bezduszności,
By żyć sobą nawzajem wbrew wszystkich, wszystkiego,
Pielęgnując na wieczność żar naszej miłości.

Pamiętaj, że wciąż jestem przy Tobie choć w dali,
Że choćby Ciebie ciemność strachem pochłaniała,
To światło, co nadzieją gdzieś w mrokach się pali,
To ja! – Twoja matka, co czeka, bo czekała.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz