Siedzę przy Tobie z głową na ramieniu
Wpatrzona w niebo, które łka nad nami,
I wnet odpływam w głębokim milczeniu
Do tego świata, co dawno za nami.
Nie wiem, co myśmy komuś zawinili?!...
Wszystko nam przyszło zaczynać od zera.
Inni już dawno by się rozproszyli –
Każde z nas w trudach do siebie przywiera.
Nie było łatwo i nie jest bajkowo.
Zawsze pod górę wspinać nam się trzeba
Z ciągle w marzeniach dryfującą głową
Oraz z nadzieją na okruchy chleba.
Myśmy nie mieli wsparcia bez podtekstu,
Więc musieliśmy walczyć o najmniejsze
Jak ptak wplątany w dziki pęd agrestu,
By choć na chwilę poczuć czym jest szczęście.
Niekiedy myślę o tym, co przed nami:
Jaka nas starość czeka za zakrętem?...
Czy wciąż ta sama wojna z problemami
Jakoby życie było nam przeklęte?...
Czy może spokój w skromnym pokoiku
Przy dźwiękach ciszy z dłońmi splecionymi?...
Bukiet stokrotek na stole w słoiku…
Ty – ja z włosami szronem iskrzącymi…
Co, gdy odejdziesz i zostanę sama
Skażona losem jak na potępienie?!...
Czy byłam, jestem… czy będę przegrana? –
Do ucha szepcze to zastanowienie.
Mam zatem prośbę, byś był dżentelmenem
I kiedy z drogi śmierć do nas zawita,
Byś mnie przepuścił pierwszą z tym spojrzeniem,
Co o przyczynę mej prośby nie pyta,
A tylko przez próg ciało przeprowadzi
Niczym kochanek, gdy żegna kochankę
Po balu, który już nutą nie wadzi,
Kończąc się ciszą bardzo wczesnym rankiem.
Później się znowu, Najdroższy, spotkamy
Po drugiej stronie już wiecznego życia
I znów się w sobie, Skarbie, zakochamy
Ale szczęśliwiej – z niczym do zdobycia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz