Niejedno imię ma miłość.
Nie zawsze bywa czymś pięknym.
Niekiedy jak dolegliwość
Zdaje się być stanem wstrętnym.
Przedziwne to jest uczucie.
Pod różne trafia adresy.
Rozsądek wpada w zepsucie,
Szukając w sercu pociechy.
Bezsenność mu towarzyszy,
Kiedy ofiary nachodzi.
W zakątku zaś głuchej ciszy
Brakiem łaknienia je głodzi.
Uskrzydla odwzajemnione
I daje mnóstwo radości,
Lecz platoniczne, wzgardzone,
Nie ma, oj!, nie ma litości.
Niekiedy skupia się błędnie
Na jakimś marnym przedmiocie,
Później się śmieje bezczelnie,
Łapiąc nas na tej głupocie.
Niekiedy panią lub pana
Nakryje aktem na
zdradzie,
Gdy para jest rozkochana,
Nadzieję w impuls swą kładzie.
Czasami bywa naiwne
Oraz do marzeń podobne,
Nierzadko też i bezwstydne,
Na grzech nas narazić skłonne.
Okrada nas ze spokoju.
Zaszczuwa troską i lękiem
Podobne jak do upioru,
Co brzęczy kluczy swych pękiem.
Jest niczym
stan nieważkości,
Co nas przenosi przez góry.
Sączy się jadem zazdrości,
Czyniąc świat mrocznie ponurym.
Lepiej unikać miłości –
Zda się być nam wybawieniem,
Lecz bez niej ból samotności
Jest gorszym wręcz utrapieniem.
Cóż zatem mogę doradzić?...
Tu nie ma człeka mądrego.
Kochać – to w niczym nie wadzi,
Lecz zgoła jest co innego
Jeśli to dziwne uczucie
Bywa nam odwzajemnione.
W przeciwnym razie zatrucie
Bywa przez miłość wdrożone.
Czy mamy nad tym kontrolę?!
Nie sądzę! – stwierdzam z przykrością.
Wierzyć naiwnie zaś wolę,
Że żyć jest lepiej miłością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz