Wołałam!... lecz nikt nie odpowiadał,
Oprócz echa, które mnie wspierało
I choć mój głos przestrzenie rozsadzał,
Tylko ono dźwięk głosu słyszało.
Chcąc mnie wesprzeć, powtarzało za mną
Głoski, które pierś z siebie wydała…
Wokół było i niemo, i czarno.
Cisza brzemię mych głosek dźwigała.
Lata całe wołałam… wołałam!...
Ale nigdy nikt nie odpowiadał…
W końcu wołać czy mówić przestałam,
Bo nie warto, gdy szept mój przeszkadzał.
Dzisiaj idę w milczeniu, w zadumie
Pokorniutka i z echem pod rękę.
Większość gani mnie i nie rozumie,
Podszczypując krytyką udrękę.
Gdzie byliście, gdy kiedyś wołałam?!
I dlaczego nikt z was nic nie mówił?!
Czemu z echem i ciszą zostałam?!
Czemu głos mój się błąkał i gubił?!
Teraz, kiedy przywykłam do tego
I co najgorsze już oswoiłam,
Chcecie okraść mnie ze wszystkiego
Jakbym sobą was dzisiaj drażniła.
Przecież może pozostać jak było
I, jak wtedy, dziś też mnie nie słyszcie,
I traktujcie jak coś, co się śniło
Lub jak wiatrem strącane z drzew liście.
Kocham szczerość, więc żadnej obłudy.
Niech zostaną ci, co mnie słyszeli.
Nienawidzę tandetnej podróby
Ludzi, którzy się nagle skądś wzięli.
Komplementem nie kupisz mej duszy,
Adoracją nie uśpisz czujności.
Bliscy sercu ci, co ich coś wzruszy,
Którzy mają potencjał miłości –
Tacy bowiem mnie będą traktować
Jakby siebie pragnęli doświadczyć.
Z nimi nigdy nie będę żałować,
Choćbym miała nic w życiu nie znaczyć.
Nie ma bowiem cenniejszej monety
Ponad szczerym, życzliwym człowiekiem.
Takich długo szukałam, niestety,
Lecz to czasy odległe, dalekie.
Teraz szczęście to obok mnie siada,
Bo, gdy wołam czy szepczę w zadumie,
Echo czułe na dźwięk odpowiada,
Ale i ten, co głos mój rozumie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz