Milczysz ma duszo, bo… cóż masz powiedzieć?
Wartość zdeptana, zastąpiona chwastem.
Dzisiaj wypada w kącie cicho siedzieć
I w kieszeń włożyć przemyślenia własne,
Leczy ty się, duszo, nie dopasowałaś.
Odrzucasz wszystko, co nie jest od Boga.
Z kolan przed ludźmi, nie jak inne, wstałaś
I nie wiesz, czym jest lęk albo też trwoga.
Wzbijasz się ponad to, co świat ci daje.
Gardzisz wygodą życia samolubną.
Twój kodeks, duszo, od prawa odstaje,
Więc poczytana jesteś za niechlubną,
Lecz ty, ma duszo, nie dbasz o to wcale.
Idziesz przed siebie z podniesioną głową
Pod prąd stanowczo, choć niedoskonale
I to, co Boże obronić gotową.
Samotność krzyżem wrasta ci w ramiona.
Nikt ciebie niemal duszo nie rozumie.
Dziś człowieczeństwo zbezczeszczone kona…
Z ideologią zwyciężyć nie umie.
A, ty, błękitem czoło namaszczając,
Nie widzisz w chłamie piękna, pocieszenia,
I, co przyziemne ciału zostawiając,
Wzbijasz się w Niebo z trudem, bez wytchnienia.
Męczy cię, duszo, ludzkości upadek,
I moralności też obumieranie.
W rozsądku twego przygnębienia świadek,
Lecz... czy jest komuś bliskie to wyznanie?,
Skoro zawstydza go czyste sumienie,
Wspomnienia, które godność pamiętają.
Bezsilność wzmacnia serca upomnienie,
Któremu ludzie tak się sprzeciwiają…
Dziś każdy sobie panem nad panami.
Ekshibicjonizm bezwstydu jest sztuką.
Nikt nie zaprząta głowy relacjami,
W których to przyjaźń, miłość są ułudą.
Dziś to, co brzydkie i głupie, jest wielkie.
Dziś tolerancja nie jest też wrażliwa.
Zatem połyka deformacje wszelkie –
Kiepsko udaje, że bywa szczęśliwa.
Młodzież wyzuta z uczuć bogobojnych
Życie przeniosła w wirtualne sieci,
Szamocze myśli w stanach niespokojnych,
Na zatracenie lawinowo leci.
Krzyk dzieci, którym wyrywa się dusze,
Z obojętnością zderza się boleśnie.
Bóg znów na Krzyżu przeżywa katusze…
Być może umarł, zmartwychwstał za wcześnie?!
Leć moja duszo i się nie odwracaj!
Nie ma potrzeby by patrzeć za siebie.
Skrzydłem o drzewa, duszo, nie zahaczaj
I głoś, że jesteś, w swym dziękczynnym śpiewie.
Niech ciebie gwiazdy na niebie usłyszą
I martwym okiem ujrzy, co nad światem.
Niech się przy tobie robaczywi wstydzą –
Ci, co nie wiedzą, że człowiek jest bratem.
Leć moja duszo w miejsce twej tęsknoty!
Wróć, skąd żeś przyszła, aby być szczęśliwą.
W tym łez padole już nie mam ochoty
Być pośród ludzi, którzy z Boga szydzą.
Leć moja duszo wiarą uskrzydlona!
Gorej miłością jak płonące Słońce.
Bądź jak nadzieja w pracy pochylona,
Która na przekór wiąże koniec z końcem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz