mojemu synkowi
Jeśli cokolwiek mnie, Synku, przytłacza,
To tylko moja poraniona dusza
I ciężki żywot nędznego tułacza,
I los, co często do cierpień przymusza,
Skrzydła, to z których pióra wyskubali
Ludzie o karku twardym jak ze stali,
Którzy to Boga wcale się nie bali
A serc zawiścią skażonych słuchali.
Jeśli ktokolwiek mnie, Synku, zasmuca,
To ja, co siebie rozdaję rękoma
Każdemu, kto się w me źrenice rzuca…
Później się chowam przed światem zraniona,
Do samotności głowę swą wtulając
Jakbym w niej miała poczuć ukojenie,
A, mimowolnie wstecz się oglądając,
Dźwigam na barkach żal i poniżenie.
Jeśli cokolwiek mnie, Synku, raduje,
Uśmiech, to który na Twych ustach widzę.
Opisać trudno, co do Ciebie czuję
A tym się chlubię, tego się nie wstydzę,
Bo to uczucie jak sens mego życia
Do kolejnego dnia walki zagrzewa.
Nie mam przed światem nic że do ukrycia.
Kocham Cię mocno! – nikt się nie spodziewa.
Jeśli ktokolwiek mnie, Synku, uświęca,
To Ty miłością niełatwą, lecz silną
I choć nierzadko skąpiłam Ci serca,
Będąc w relacjach dziecinnie naiwną,
Nikt, nic mi Ciebie nigdy nie zastąpił,
Nikt, nic mi Ciebie nigdy nie odbierze.
Człowiek, co matką, zaszczytu dostąpił,
A… nieudolnie dar w swe ręce bierze.
Chciałabym Nieba uchylić że Tobie,
Matczyną piersią osłonić przed ciosem,
Wykrzyczeć wszystkim, niech każdy się dowie,
Że nie pozwolę szastać Twoim włosem!
Chciałabym przenieść Cię przez wichry, burze,
Opatrzyć rany, które też zadałam,
Sypać pod stopy tylko w płatkach róże,
Ale uczynić tego nie zdołałam…
Wiesz czym samotność, wzgarda, odrzucenie,
Ból, który duszę na strzępy rozrywa.
Wiesz czym jest, Synku, podłość, poniżenie,
Żal, gdy niesłusznie się z losem przegrywa.
Znasz smak goryczy, braku zrozumienia
I znieczulicy, co ludzi zatruwa…
Nie było na to mej zgody, milczenia,
Więc miecz boleści me serce przekuwa.
Takie jest życie na tym łez padole,
Na którym człowiek człowiekowi wilkiem.
Niech świat poczuje wreszcie Bożą wolę
I się zatrzyma w refleksji na chwilkę!
Może poczuje ból ranionych dzieci.
Może zapłacze jak bezradna matka.
Może nadzieja jak słońce zaświeci,
Miłość zapłonie na godności skrawkach.
Tymczasem dłonią pomarszczoną z czoła
Odgarniam myśli Twoje zatroskane.
Przy Tobie, Synku, jestem że wesoła,
Przy Tobie zawsze wojowniczo stanę
I choćbym miała zmierzyć się z Goliatem,
Stając przed wrogiem mizerną posturą,
Za łeb go chwycę i zatrzęsę światem,
I będę kazać przemieszczać się górom,
Bo nic tak, Synku, matki nie umacnia
Jak miłość, którą chodzę po jeziorze.
We mnie, ułomnej, Twoja dusza bratnia,
Która Ci zawsze i wszędzie pomoże.
Nie trwóż się zatem i pamiętaj, Synku,
Że masz to we mnie sługę, przyjaciela
I choć zgarbiona siedzę przy kominku,
Do boju ruszam, gdy Ci coś doskwiera,
Bo każda matka z miłości do dziecka
Staje się zawsze aniołem na straży.
Obca jest dla niej wymówka, ucieczka,
Gdy ktoś jej dziecko skrzywdzić się odważy.
Idź więc spokojnie przez życie niełatwe.
Sam w tym nie jesteś – idę tuż za Tobą.
Masz prawo przeżyć swoje życie własne,
Idąc, wbrew wszystkim!, z podniesioną głową.
Idź i zdobywaj, odkrywaj na nowo.
Szczęście się Tobie, Syneczku, należy.
Jeśli Cię zrani czyn lub czyjeś słowo,
Jeśli ktokolwiek Cię biczem uderzy,
Wesprzyj się, Synku, na moim ramieniu
I nie dbaj o to, czy dam sobie radę,
Bowiem przy Bożym, hojnym wspomożeniu
Ze wszystkim sobie, Syneczku, poradzę.
Jesteś miłością moją, moim ciałem,
Które pod sercem nosiłam z radością,
Więc sam nie jesteś – i to jest wspaniałe.
Razem staniemy przeciw przeciwnościom
I zwyciężymy, zdepczemy, co podłe
I co człowieka z godności okrada
Jak wojownicy na oklep lub w siodle.
Razem! – nie straszna nam żadna zagłada.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz