Myśli są mgławicą, która mnie pochłania.
Unoszą mnie ponad codzienną przeciętność.
Ich międzygwiezdny pył, jak bańka mydlana,
Pozwala mi patrzyć na szarą przyziemność
Jakby była w nadziei kolory ubrana.
Zastygam w otoczce do gwiazdy podobna,
Podchodząc do ziemi z ogromnym dystansem.
Myślą idę przez życie, lecz nieprzytomna…
Choć lekkodusznie nie szastam moim czasem.
Myśli są ławicą, co wokół mnie krąży
I oplata szalem stanu bezpieczeństwa,
Lecz nim dłoń wyciągnięta dotknąć je zdąży
Zdają się odarte ze wszelkiego męstwa –
Odpływają, a siła w nich żadna nie ciąży.
Pragnę je dogonić – niestety daremnie.
Gdyż opuszek palca ławicę przesuwa.
Czuję je wyraźnie, choć widzę mizernie.
Bojaźń ich ostrożna nieustannie czuwa.
Myśli są zorzą polarną, co mnie kusi
Potrzebą przekroczenia wszelkiej granicy.
Świadomość niespokojna w ciele się dusi,
Wolę niestrudzenie wbrew logice ćwiczy,
Bowiem wie, że doświadczyć zorzy przecież musi.
A, ja… w tej przestrzeni myśli zawieszona
Błądzę pomiędzy jednym a drugim światem
Jak do włóczęgostwa przez los przymuszona,
Bo ciało ni dusza nie są siostrą, bratem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz