Jeszcze jest ciemno… - ni żywego ducha…
Kałuże latarń drogowych się mienią
A cisza w echu swego głosu słucha,
Deszcz spaceruje jak późną jesienią.
Szum strug, co ziemię do nieba związują
I ją kołyszą niczym na huśtawce,
I łoskot kropel, co się rozpryskują –
To wszystko dźwiękiem jakoby latawce
Wszem się unosi i się rozprzestrzenia,
I na miliony milionów się mnoży,
Że aż złudzenie, iż to właśnie ziemia
W łzach tonie cała, w rozpaczy się korzy.
Wzdłuż krawężników strumienie wędrują
I rwącym nurtem jak do boju płyną.
Rzęsiste perły chodnik bombardują
I w źdźbłach traw niczym bezpowrotnie giną.
O parapety sznurem to korali
Plucha próbuje do domu się dostać.
W szyby przemokła paluszkami wali
Jakoby z wody topniejąca postać.
Kroplami deszczu niebo się przenosi,
By skroń przytulić do piaszczystej ziemi.
Mgła jak westchnienie pod błękit się wznosi,
Atłasem nici zroszonych się ścieli.
Krople, co niczym w skoku balerina,
Jak na paluszkach lądują z lekkością
Na łuskach liści, co jak trampolina,
W górę je wzbija ze szklaną kruchością,
Więc jeden kryształ na mak rozdrobniony
O inne liście ociera się, lecąc,
A liść muśnięciem w drżenie wprowadzony
O liść uderza, zeń szelesty krzesząc.
Do tego w drzewach wiatr gałęzie trąca
Jakoby palcem struny naprężone…
Nut rozproszonych w tym nie widać końca.
Na pięciolinii pajęczyn są one,
Więc delikatnie utkana muzyka
Jak bosą stópką dziecięcej radości
Biegnie i skacze, biegnąc po trawnikach
Zachłanna deszczu i jego miłości.
A ja się, niegdzie nie spiesząc, przemieszczam.
O kaptur dzwonią towarzyskie krople
I na ramionach leżą jak dłoń wieszcza,
Przy którym idąc, z przyjemnością moknę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz