Chłodne powietrze ze szczyptą ognia,
Które płomieniem wżera się w drewno,
Co tli się korą niczym pochodnia,
Tworząc z purpurą namiętne jedno…
Więc czuję wilgoć o tym zapachu,
Który żywicę spija jak lawa,
Wije się w niebo wstążkami dachu
I się rozpływa jak sen… lub jawa…
I tak mnie drewno, które z kominka
Wznosi się w przestrzeń płowych błękitów
Na podobieństwo szarego dymka,
Ciągnie w szelesty starych zeszytów
Pełnych zapisków z mego dzieciństwa,
Co trzask gałęzi pod fajerkami
Złotym płomieniem w krwi kropli błyska
Lub na wykopkach nad ziemniakami
Traktuje zawsze z szczerą wdzięcznością
Jak smak beztroski oraz stan szczęścia…
Dusza goreje wówczas radością,
Gdy wspomnień słyszy to bicie serca.
Jeszcze jest sierpień, a zapach drewna
Perfumom września spryskał powietrze.
Idę i wcale nie jestem pewna,
Czy wokół lato gości się jeszcze.
Słońce pobladłe gubi swe włosy,
Wiatr spaceruje w pajęczyn strzępach,
Echo rozsiewa lamentów głosy
I mgła osiada w żółtych traw kępach.
Na czarnych skrzydłach niebo niesione
Zdaje się tęsknić niczym poeta.
Drzewa zielenią jeszcze zdobione
Wchodzą listowiem w kolejny etap.
Co się szelestem kruchym odzywa,
Co politurą blaszek płowieje.
Pnie ich oplata bujna pokrzywa,
W której żałobnie wiatr smutny wieje.
Pachniesz jesienią spłoszone lato.
Kolejna wiosna na plecy wchodzi.
Dziś jest zielono – jutro pstrokato.
Powietrze stygnie, nocą się chłodzi
I chociaż jeszcze słońcem się dnieje,
Które w obłoki promień rozwija…
Powoli lato gaśnie, ciemnieje
I już widocznie w sierpniu przemija.
Wrzosowym dzwonkiem ziemia sinieje
Jak pomarszczone usta człowieka
I chociaż w duszy młodość się śmieje…
W ciele zlękniona przed czymś ucieka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz