piątek, 10 kwietnia 2020

ŚWIEŻOŚĆ


Przestrzeń pachnie świeżością z dzieciństwa mojego,
Unosi się rosą, sokiem traw, mgłą i ziemią
I nie czuć jej żarem powietrza prażonego,
W którym różnorodności niczego nie zmienią,

W którym tylko jałowość niczym suchość ognia
Węch stapia i nos drażni piekielnym odorem
I pachnie jednolicie każdego dnia co dnia –
Tym samym betonowym, rozgrzanym fetorem.

Dziś wszystko jest już inne, jakby odrodzone,
Kropli wody w zieleni ożywione wonią,
Nutą wyrazistości mocno przyprawione,
Rozsiane wszem wobec hojną, silną dłonią.

Wiatr niesie dobrodziejstwa jak kelner na tacy
I można uszczknąć smaków różnorodnej barwy
Bez zgadywania który, co dokładnie znaczy,
Bowiem powiew leciutki odsłania swe skarby

I nie trzeba już nosa wciskać w kielich kwiatu,
By doszukać się czegoś, co z nim się kojarzy.
Dzisiaj przestrzeń swe piękno pokazała światu –
Bukiet perfum, o którym świat w nostalgii marzy.

Dziś poranek jak słońce wschodzi mgły wilgocią,
Łzy z rzęs strąca na trawy do ziemi wtulone,
Złotem nieba jakoby miodową słodkością
Kropi drzewa żywicą lekko przyprószone,

Stopą trąca pył kwiatów, które jeszcze drzemią,
Skrzydłem chłodu odbija się, lecąc w obłoki,
Wydobywa spod gruntu woń równą korzeniom,
Zdradzającą wilgotne runa gorzkie soki.

Dziś noc pachnie jak deszczem, którego nie było,
I nektarem pąków, które do snu się tulą,
Stygnącym niebem, które złociście świeciło,
I perłami wody, które w błękit parują,

Tatarakiem i liśćmi zgniecionymi w dłoniach,
Igłą lasu, co szumi za horyzontami,
Ziołem wiankiem splecionym na zachodu skroniach,
Mlecznym ziarnem zbóż, makiem polnym i chabrami.

Jeden wniosek się tylko nasuwa w tym czasie,
Że w człowieku jest śmierci natury przyczyna.
Wszystko kona w codziennym zgiełku i hałasie
I powietrze przez ludzi cuchnie jak padlina.

Chciałoby się zatrzymać tę świeżość na zawsze,
Aby można w oddechu poznawać stworzenie,
Lecz w człowieku to wszystko, co bywa wręcz straszne
Niszczy i deformuje świeżości istnienie.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz