wtorek, 14 kwietnia 2020

SPACER


Chcąc się czasem oderwać od rzeczywistości,
Idę często w wspomnienia, gdzie dzieciństwo gości…
Stoję twarzą przy płocie zwróconą w bzu kwiaty,
W akacje, co stroi kołnierz płatków puchaty,

W wiśnię, co pochylona w kierunku Janowa
Pod kapeluszem kwiatów głowę swoją chowa,
Jerzyn, co drobnym liściem gałęzie skrapiają
I w bzu pniach strzelistych kokardy splatają,

We wrzosy, które za bzu kurtyną pęcznieją
I pochodnią fioletu na jesień jaśnieją,
Nostalgię akcentując w trawach przekwitniętych,
Co są pod parasolem pajęczyn rozpiętych…

Teraz już tego nie ma – dom wyrósł przede mną,
W którym od drzew przesianych w oknach zda się ciemno,
A tuż obok następny i trzeci wyrasta,
Jakby chałką plecioną z drożdżowego ciasta.

W prawą stronę wyglądam, wciąż stojąc przy płocie.
Widzę dachy gospodarstw topniejące w złocie.
Obok stoi odlewnia – była Dziedzicowa.
W sąsiedztwie drzew zasłona dom Piekarskich chowa,

Dalej po Werensowej pan Ryszard z Zarowia,
Nieco dalej ze Stasiem pani Pabiaszowa,
A za jej ogrodzeniem Janusz Ciaś z rodziną,
Z gołębiami co w górze śnieżnym piórem płyną;

Pani Fredzia Kowalczyk i państwo Kosowie,
Obok państwo Mączyńscy jak głowa przy głowie,
Po przeciwnej zaś stronie dom pusty się wznosi
I o córkę sołtysa z rodziną się prosi,

A następnie Potoccy, państwo Wójcikowie;
Nowi mieszkańcy, których nie wspomnę w mym słowie,
Bowiem obcy są dla mnie ci nowi przybysze,
A jak nie znam nie piszę, co od kogo słyszę.

Prawa strona Wąsosza – Przymiarki się kończy
Krzyżem Pana Jezusa pośród dzikich pnączy.
W lewą stronę wyruszam i idę przed siebie
Pod baldachimem liści na słonecznym niebie.

Mijam państwa Wierzbickich, co siedzą w ogrodzie
I państwa Jakubowskich, którzy żyją w zgodzie
Z córką Zosią Brzezińską po mężu Bogdanie…
Już ich nie ma wśród żywych, choć ich cień zostanie,

Jak po Niusi, jej mamie Wierzbickiej z nazwiska
Mieszkających, gdzie teraz zakład pana Zdziśka,
A tuż za nim wciąż mieszka Marzenka od Ciasia,
Która w rzeczywistości ma na imię Jasia.

W sąsiedztwie dom w ruinie po zmarłym małżeństwie.
Choć patrzę na te zgliszcza, wciąż widzę w nim szczęście,
Na ławce państwa Dudów pod studnią siedzących,
Spokojnych ust uśmiechem wszystkich witających,

A obok domek stoi Krysi oraz Janka,
Którego strzeże suka wabiąca się Krajka,
A dalej zamieszkali szanowni Kwietniowie,
Za nimi zaś od dawna państwo Nowakowie –

I na nich lewa strona Wąsosza – Przymiarki
Wyznacza topografią linię swojej miarki,
Więc idę, za zakrętem w stronę Nowin krocząc,
Wzruszeniem wspomnień żywych oczy swoje mocząc,

Mijając dom Siulczyńskich, Kosów i Mazurów,
Naprzeciwko przystanku opuszczonych murów,
Przechodząc obok miejsca, gdzie mieszkała Kaja,
Za którym Ostrych Górek kontur się wyłania.

Idę prosto przed siebie asfaltową drogą.
Bujna zieleń mnie koi rozkosznie i błogo,
Odsłaniając mym oczom dostojność kościoła.
Za nim Starej Wsi radość w gościnę mnie woła.

Wokół lasy i pola porośnięte łąką –
Kiedyś bruzdy ziemniaków okraszone stonką.
Przez te gaje, zarośla, kwiatów polne łany
Szum rzek płynie, co ptasim śpiewem przeplatany,

Unosi się z wód Czarnej oraz ujścia Krasnej
Wstążką nieba jak nitką w politurze jasnej…
Przepiękna ta, dziewicza w swej urodzie ziemia
Dojrzały czas smuteczków w beztroskę zamienia,

Dlatego często wracam wspomnieniem w te strony,
By koić odprężeniem umysł udręczony,
By ludzi właśnie stamtąd powitać spojrzeniem,
Zaprosić ich na kawę wspomnień tych westchnieniem.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz