Nawet mnie kosmos tak nie fascynuje
Jak wszechświat, który co dzień mnie otacza
I galaktyką wokół mnie wiruje
Spraw, obowiązków w jakich się obraca.
Stanowi dla mnie przestrzeń niezmierzoną,
Przestwór i otchłań nieprzewidywalną,
Zmienną pogodą dziko nasączoną,
W żywiołach często bezdusznie nachalną.
W owym wszechświecie krążę na orbicie
Wschodów, zachodów płonącego Słońca.
Bardzo przyziemnie toczy się me życie,
W którego ciągu nie dostrzegam końca,
Na pępowinie wisząc grawitacji
I lewitując w stanie nieważkości,
Kiedy to myśli w związkach swych reakcji
Kształt opływowy tworzą z moich kości.
Wokół mnie ciała mnożą się skupiskiem
Ludzi jakoby gwiazd świecących roje.
Niektórzy mają w sobie żaru iskrę,
Które jak diament wyraziście płonie.
Inni zaś ledwo tlą się w owym tłumie
Niczym cekiny na bladym błękicie.
W gwiazd spadających bezszelestnym szumie
Gaśnie, ku Ziemi lecąc, czyjeś życie.
Cały mój wszechświat to ten dzień obecny,
Który od wschodu do zachodu zmierza -
Świat światło - cienia i niedługowieczny,
Którego długość, szerokość odmierza
Zegar na ścianie znudzony cykaniem
Przedrzeźniającym zagłuszaną ciszę
Ciągłym w pośpiechu pędu przyspieszaniem
Pożerającym wszystko, co dziewicze.
Ciasny mój wszechświat - króciutki odcinek
Między snem oraz porannym wstawaniem;
Powietrze, które jak parzonym kminek
Ułatwia bytu syte odżywianie.
Jestem w nim tylko niewielką planetą
Wśród wielu, co to w Układzie Słonecznym
Krążą i stają się w ów związku przeto
Na Drodze Mlecznej jej ciałem niebieskim.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz