Czarna kawa, która nasyca powietrze,
Oraz sen, co odejść rozpaczliwie nie chce;
Deszcz za oknem; ptaki, co w nim dokazują
I nieśmiałe echo szturmem podszczypują;
Cisza... i ta cisza, co najgłośniej krzyczy,
W której słychać serca bicie polnej myszy,
W której to, co nieme swój głos odzyskuje
I z martwych wskrzeszone szczęście celebruje! -
To wszystko się składa na mój dnia początek,
Ustawia me myśli w okiełznany rządek,
Ciało w odprężenie spokoju wprowadza
I mnie w byciu sobą wygodnie obsadza.
Nie ma nic poza mym szczerym towarzystwem.
To, co bezimienne, jest w nim oczywiste,
Nic się nie wymyka wyczulonej duszy.
Czujnie wszystko łowi nim to się poruszy,
Stojąc przyklejoną do schłodzonej szyby,
Będąc nieobecną, ale tak na niby,
A w rzeczywistości jak sieć zarzucona
Galilejskim Morzem jest wciąż bogacona
I połowu pełna wbrew oczekiwaniom,
Gdyż się nurty ławic, kierujące na nią,
Wplątują w ramiona przed się wyciągnięte,
Przez co moja dusza ma ich całe ręce
Rozdające rybę wraz z jęczmiennym chlebem
Jakby rozdzierała na kawałki siebie
Wzorem rodzicielskiej, troskliwej miłości,
Idąc ulicami zgiełku, oziębłości,
W których poplątaniu ludzie się mijają,
Wzrok ciężki od bólu pod stopy rzucają,
Niczego nie widząc, nikogo nie znając,
A jedynie siebie na uwadze mając.
Stoję, nadal milcząc, z kawą przy framudze
I wraz z dniem o wschodzie własne zmysły budzę.
Ciemność rozstępuje się Morzem Czerwonym
A świat się w nią wtacza światłem rozrzedzonym
I przed okiem staje w całej bezwstydności,
Palcami gałęzi chroniąc część nagości.
Już wypełźli ludzie mrowiem na chodniki.
Codzienność dopięta na wszystkie guziki
Gestem dyplomacji wszystkim w pas się kłania
Oraz spokój duszy w kąt jak psa przegania.
Wyścig rozpoczęty, więc - jakby nie było -
Każdy w nim o siebie walczy z dziką siłą,
A ja zniechęcona przez okno spłakane
Patrzę na wartości bezdusznie deptane
I nie mam ochoty wychodzić z mieszkania
W tłum się wzajemnego niemal wyniszczania,
Więc spoglądam w kubek z osadem po kawie,
Spojrzeniem przebiegam po zroszonej trawie
I wzdycham bezradnie, bo mi wstąpić trzeba
W szeregi biegnących za kawałkiem chleba...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz