poniedziałek, 5 lutego 2024

SZAROŚCI BURE

Siąpi i szlocha, łzy swe rozpryskując

O parapety nań żal obojętne.

Uderza w okna, w ten sposób próbując,

Czy są framugi choćby niedomknięte,


Aby się dostać z zewnątrz do środka

I usiąść w kącie, by połkać cichutko,

A jeśli kogo wrażliwego spotka,

By się w ramiona wtulić mu na krótko,


Żeby dać upust tłamszonym emocjom -

Niechaj wyciekną, niech się w Ziemię wtopią -

Obczęstowawszy hojnie wody porcją,

Którą błękity sposępniałe kropią,


Móc się wyciszyć oraz wypogodzić

Na dzień następny, co jest bliżej wiosny.

Tymczasem w deszczu przyszło gęstym brodzić,

Z trudem przyjmując kropel mokre ciosy.


Człowiek się zdaje wpław zmierzać ku celu

Jak ryba, co się z nurtem rzeki zmaga.

W toni granatu, która w strugach wielu

Przestrzeń jak zaprzęg świstem bata smaga.


Szarości bure z gniewną zachłannością

Połykającą świat wręcz z apetytem,

Kłębią się w drzewach rażących nagością

I drżą w konarach, szeleszcząc zeszytem


Co wiatr kartkuje, lecz bez namiętności

Jakby nie wiedział, cóż ma w nim zapisać,

Choć w to milczenie wielkiej pobożności

Niczym w poezje też można się wczytać,


Krocząc po znakach gęstej interpunkcji,

Co z oberwanych chmur na ziemię leci,

Będąc podobną wulkanu erupcji,

W której się wszystko lustrem wody świeci.


Siąpi i cieknie, pluszcząc, chlupiąc, chlapiąc.

Czyżby na wieki tak się rozpadało?!

Zda się, że niebo znika w ziemię kapiąc

I w nią skutecznie przed czymś się chowając.


Czym to zjawisko zatrzymać, pocieszyć,

By melancholią duszy nie poiło?!

Czymże to człowiek musiał że nagrzeszyć,

Iż się tak nad nim niebo rozczuliło?


Płyną chodnikiem łez łkające prądy

Jakby betony chciały z Ziemi spłukać.

W kałużach toną podmywane kąty.

Suchego skrawka nie sposób poszukać.


A mimo tego płaczu nie ma końca.

Trenami szepczą w lamencie gałęzie.

Nie widać wcale w ów szarościach słońca.

Czy aż tak buro już na zawsze będzie?

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz