Zasiadłszy, aby móc spożyć śniadanie,
Nad kromką chleba wnet się pochyliłam
I wyszeptałam: Mój Boże, i Panie...
Czym na to dobro sobie zasłużyłam?
W dłoni mej, która poń się wyciągnęła,
Ujrzałam ręce wygłodzonych ludzi
I nagle gorycz me serce przejęła
Na myśl, że bez niej ktoś się teraz budzi.
Z czcią ją podniosłam jak pisklę bez pierzy,
By nawet okruch z niej się nie zmarnował.
Kromka pieczywa na mej dłoni leży -
Chleb, który życie wielu uratował,
Którego pragnął człowiek podczas wojny,
Za który płacił jakby lichwiarzowi,
Którym się dzielił, lecz zazwyczaj skromny,
By nie zabrakło go i sąsiadowi,
Który, gdy pęczniał pod lnianą ściereczką,
Budził szacunek, usta do modlitwy,
A brany w drogę pod białą chusteczką,
Zawsze jak perła był bezcennie czysty.
Złożyłam usta na miąższu świeżutkim
Z wdzięcznością, że mam królewski przywilej
Niezwykle ważny, choć niestety krótki,
Poczuć smak Raju przez tę wzniosłą chwilę,
Bo w kromce chleba zaciśniętej w dłoni
Mleczny się zapach zbóż na słońcu praży;
Łany z wianuszkiem chabrów na swej skroni,
W którym się wyka i mak polny zdarzy,
Jak oceany falują pod niebem,
Szeleszcząc kłosem brzemiennym, wąsatym;
Skowronek szelest ów przedrzeźnia śpiewem,
Wisząc nad taflą latawcem skrzydlatym.
A gdy łupiny w gospodarza palcach
Trzaskały, ziarna na dłoń wyciskając,
W przestwór słomkowy taktem niemal walca
Wchodzili ludzie, snopy weń wiązając,
I rozstawiali dorodne bukiety,
Ściernisko hojnie nimi dekorując,
Po czym rzucali pod świszczące cepy,
Rytmicznie wiązki zboża oklepując,
By pełne wory zebranego ziarna
Do młyna zawieźć drabiniastym wozem,
Gdzie praca ciężka młynarza staranna
Zebrane plony w mąkę zemleć może
Pachnącą ostrzem sierpa albo kosy,
Wodą, co młyńskie koło obracała,
Wiatrem, co czesał złoto - płowe kłosy,
Stodołą, która je przetrzymywała.
Ileż jest życia w jednej kromce chleba,
Ileż historii oraz ludzkich losów?
Słowem się tego opowiedzieć nie da -
To jak zmierzenie i opis kosmosu.
Ustami pajdkę chleba obejmuję...
Nagle me gardło zaciska wzruszenie,
Bo w danej chwili rozkoszy kosztuję,
Za którą tęskni niejedno istnienie.
Czy często nad tym się pochyla człowiek,
Kiedy wyrzuca kromki czerstwiejące?
Ja przy śniadaniu mam w sercu i głowie
Osoby o chleb przechodniów proszące.
Trudno bochenkiem głód tłumu ukoić.
Trudno pogodzić się z ludzką niedolą.
Zanim zaczynam chleb na kromki kroić,
Czuję cierpienia innych, które bolą,
Więc kęs za kęsem z wdzięcznością połykam,
Dziękując Bogu za to wyróżnienie,
I przez milczenie myślami przemykam,
Prosząc o głodnych Pana nakarmienie.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz