Tylko ja i myśli - nikt nam nie przeszkadza...
Noc jeszcze za oknem, choć późna godzina.
Kielichami latarń światło się rozsadza,
A już nie śpi miasta żarłoczna gadzina.
Niebawem mi przyjdzie zostawić, co dobre.
Na klucz zamknąć myśli urwane w połowie.
Zakołaczą żalem u drzwi tylko skoble
I ciężar osiądzie na zmęczonej głowie.
Na stole zostanie niedopita kawa,
Której aromatem zwietrzeje powietrze.
Godzina refleksji przepadnie łaskawa
Jak pierwszym przymrozkiem z trwa wygnane świerszcze.
Krok za krokiem Ziemię pchnie wokół orbity.
Zazgrzyta łańcuchem przyciągania ścieżka,
Do której się człowiek wydaje przybity
Faktem, że w pobliżu jej długości mieszka.
Idąc, dnia każdego obraca się stale
Niczym młyńskie koło wodą napędzane.
Całe swoje życie, które wziął na szalę,
Przez sito zegara bywa przesiewane
Jak w poszukiwaniu złota nad potokiem,
By w mule spraw wielu móc się czymś pocieszyć.
Nędznym zapowiada się przyszłość widokiem,
Bo się człowiek coraz bardziej musi spieszyć,
O czym świadczą cienie, co nie nadążają
Za swym właścicielem wręcz niedoścignionym,
Które w szczerym słońcu haniebnie odstają -
Tak jest dzisiaj każdy sobą zagoniony.
Samotność się przez to cierpiąca pogłębia,
Słabszych, bo wrażliwszych, mija się z daleka.
Natura w człowieku ma skłonności węża -
Dla korzyści w skórę się nową obleka.
Pogoń za luksusem zdeptała wartości,
Z godności zrobiła tanią prostytutkę,
Postawiła dumnie wstrętny znak równości
Między tym, co wieczne, oraz tym, co krótkie.
Świat stał się jedynie złotkiem po cukierku -
Nie ma w nim niczego cennego prócz wspomnień.
Które zgromadziwszy w sobie od pół wieku
Celebruję w chwilach refleksji przytomnie,
Unikając zgiełku, co gdzieś w tle zanika,
Rzeczywistość w tyle chętnie zostawiając...
Ciszy szeleszczącej chłonie mnie muzyka,
Nutami obłoków na ziemię spadając
I zsypując tonu opuszką ziarenka,
Odsłania niteczki kiełkującej trawy...
Słyszę jak się spulchnia i jak bańka pęka,
Falując rzęsami zielonej murawy,
Której łaskotanie podrywa me stopy
Jak wiatrem motyle w tańcu rozsiewane.
Uszczypnięcia czuję lodowatej rosy.
Nogi me są mrowiem jej łez obmywane...
Tymczasem mi trzeba klucz w zamku przekręcić,
Założyć obuwie ciężkie, niewygodne.
Kiedy skończę pracę, wrócę w mej pamięci
Do scen, co są sercu bliskie, szczęściem płodne
I dzięki mym myślom przywrócę stracone,
By barwy nabrały - jak dawniej - rumieńców,
I zakwitnie znowu, co wyjałowione,
A ja będę leżeć w łąkowym kobiercu.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz