Oddaliło się ode mnie, co minęło,
I przez ramię za mną patrzy smutnym wzrokiem.
Wszystko dziwnie się rozmyło, rozpłynęło...
Przeszło jakby ktoś mi obcy szybkim krokiem.
Nie poznaję w sobie tamtej, którą byłam.
Po niej tylko mi pozostał myśli grymas.
Nie pamiętam... kiedy, gdzie ją zostawiłam?
Choć się - czuję - mej spódnicy nadal trzyma.
Nie potrafię jej usunąć od środka...
Z sentymentu czy litości? - orzec trudno.
W wrażliwości swej naiwnej była słodka.
Pewnie przez to na świat patrzę - zda się - smutno.
Nie pamiętam barwy śmiechu jej i głosu.
Utraciłam wyrazistość rysów twarzy.
Siadywała bardzo często pośród kłosów...
Nadal widzę ją jak, w niebo patrząc, marzy...
Zbyt poważna była zawsze w kwestii wieku
Jakby, rodząc się, dzieciństwo zatraciła.
Zawsze była wojownicza mimo lęku.
Biła od niej wręcz nieziemska ducha siła.
Rzadko kiedy w towarzystwie zabawiała.
Doń wpadała, lecz na krótko i z przytupem,
Później, nagle!, niespodzianie gdzieś znikała
Wraz z jej wiernym i dyskretno - niemym słuchem.
Można było do niej trafić po zapiskach,
Których pełne było biurko jej pod oknem,
Bo na co dzień była, niczym ryba, śliska.
Wybierała ścieżki w życiu te samotne.
Mam wrażenie, że mnie czasem obserwuje,
Że przygląda mi się bacznie gdzieś z ukrycia.
Jej obecność nie fizyczną w sobie czuję
Jak energię - wyjątkowy sposób bycia.
I pomyśleć, że się tyle wydarzyło,
Co nas z sobą rozdzieliło już na wieki.
Może dobrze, iż się nic nie powtórzyło -
To, co czas jak łódkę puścił nurtem rzeki...
Dzisiaj jestem zgoła inną już kobietą,
Którą tamta ja ją trzyma wciąż za rękę.
Choć osobno, ciągle razem, a więc przeto
Nasze życie obok siebie bywa piękne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz