czwartek, 18 lutego 2021

MINIĘTA WIOSNA

Kolejna wiosna mija mnie na drodze,

Trąca ramieniem, spogląda ukradkiem,

A ja za wiosną nostalgicznie brodzę,

Będąc jej śladów rozrzuconych świadkiem;

 

Tymczasem zegar ponagla spotkanie,

Więc krótką chwilką było to spojrzenie.

Wtem się potykam o konar lub kamień

I nagle wiosna jest jak przewidzenie…

 

W oczach już słońce jesiennie się chyli

I babie lato na skroniach się srebrzy,

Oddech jak trzepot spłoszonych motyli,

Bezlistne palce nad wersami wierszy

 

I kroki jakby splątanych sznurówek,

Wzrok, co przez mgliste okna się przedziera,

A wokół cisza,… skrobanie stalówek,

Co podliczają me życie od „zera”

 

I licytacja: co, ile jest warte?!,

Stukanie młotka, jak wbijanie gwoździ.

Rozgania wiatr ścieżki moje przetarte…

Czy postępować tak się teraz godzi?!

 

Siadam na progu czekając na jutro.

Liście całują dłoń na „Do widzenia”,

Zanurzoną w ciepłe i gładkie futro

Kota, co na kolanach śni marzenia.

 

Wokół się snuje postać szaro-bura

Z chustą na głowie wełny zmechaconej,

Co w płot zmurszały zaciska pazura,

Dając wytchnienie pozycji zgarbionej,

 

A nad nią chmury deszczem rozpłakane

Siąpią i siorbią zmęczeniem strudzone,

I na ramionach okrycie zszarpane

Świadczy, że postać ciągnie w każdą stronę.

 

W sercu mym przeciek nagle się pojawił.

Jakże nie przyjąć wędrowca w podróży,

Który pod domem przypadkiem się zjawił,

Któremu dola nieprzychylnie wróży?!,

 

Więc zaprosiłam w moje skromne progi

Udręczonego pielgrzyma na kawę.

Niechże odpoczną umęczone nogi,

Zanim czas w drogę wyruszyć im każe.

 

I tak została u mnie starowinka

Nad blatem stołu cicho pochylona

Ze wzrokiem, który zerka do kominka,

Z wargą, co zda się szeptem rozmodlona.

 

Przyglądam jej się wręcz z niecierpliwością,

Bo chciałabym już zostać wreszcie sama.

Czas się rozciąga moją gościnnością,

Gdyż starowinka nie chce być przegnana.

 

Podaję kostur i palto na zimę,

I zawiniątko z chlebem oraz serem,

Płynną na chłody w butelce malinę,

Słowa otuchy w serdeczności szczere,

 

A starowinka powieki otwiera,

Dłonią pod chustę siwe włosy chowa

Wzruszonym wzrokiem w me oczy spoziera

I mnie poraża tym gestem bez słowa,

 

Bo w jej źrenicach na siebie spoglądam,

Jaj palcem swoją grzywkę zaczesuję.

Usiadłam obok – niczego nie żądam…

Miniętą wiosnę już teraz pojmuję.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz