Pewien ślimak dom swój dźwigał.
Często zatem odpoczywał.
Nie jest proste to zadanie!
Dom – nie plecak, nie ubranie! –
Waży sporo, przyznać trzeba.
To, jak ciężar niemal drzewa,
Więc niełatwo ślimakowi
Sprostać nodze i domowi,
Który wszędzie z sobą dźwiga,
Więc zmęczony odpoczywa,
Kroki wolno swe stawiając,
Sapiąc, dysząc, narzekając.
„Ale heca! Ale heca!
Ślimak nosi dom na plecach. –
Śmiały sroki się bezczelnie,
Oblepiając wzdłuż gałęzie
Drogi, którą ślimak kroczył,
Wycierając łzawe oczy –
Czy to mięczak, czy dom może,
Który wznosi się na nodze?! –
Dokuczały, jak nikomu,
Więc się zamknął ślimak w domu,
By nie słyszeć drwin złośliwych
I słów przykrych, uszczypliwych –
Bądźże mądry, jak przystało.
Marne twoje przecież ciało.
Zrzuć tę chałupę byle jaką.
Poprzyglądajże się ptakom
I na drzewie, gdzie wspaniale,
Zbuduj dom swój już na stałe.” –
Tak mu sroki doradzały
I okrutnie z niego śmiały.
Mimo jednak tych wskazówek,
Uszczypliwie przykrych słówek,
Ślimak z domem szedł przed siebie.
Dokąd?!... – sam on jeszcze nie wie,
Lecz!, gdzie zechce, tam przystanie,
W domu smaczne zje śniadanie,
Przed obiadem też się zdrzemnie
I nie błądzi nadaremnie,
Bo gdzie ślimak, tam dom jego.
Czy jest coś że wspanialszego?!
Wolnym krokiem spaceruje,
Dom na plecach transportuje
W miejsca nowe i nieznane,
Z przyjemnością że zwiedzane.
„Ale heca! Ale heca!
Ślimak dźwiga dom na plecach! –
Wtem znów śmiechy oraz drwiny –
Nie wierzymy, w co widzimy. –
Żartowały polne myszy –
Z śmiechu pęknie, kto usłyszy.
Kto to widział?! Kto to widział?!
Kto na plecach dom by dźwigał?!
Weźże sobie norkę w ziemi.
Dom na stałe życie zmieni
Na wygodne i łatwiejsze
Oraz znacznie przyjemniejsze.
Bez bagażu wszak na plecach
Chodzić luzem to uciecha.” –
Doradzały polne myszy,
Drażniąc śmiechem brzmienie ciszy.
Ślimak jednak nie posłuchał.
Wtem zleciała z nieba plucha!,
Wiało, grzmiało, deszczem lało
I gałęzie połamało,
Gniazda ptakom poniszczyło,
Norki myszom wypełniło
Wodą z nieba, co opadła
I do domków ich się wkradła.
A, gdy wokół już ucichło,
Gdy zza chmur słonko rozbłysło,
Wypełzł ślimak z swego domu,
Co się stoczył po kryjomu
Pod źdźbła trawy poplątanej
I przez wiatr mocno związanej,
W której cichym to ukryciu
Ostał ślimak się przy życiu
Bez uszczerbku i bez straty,
Jako biedny i bogaty,
Bo na plecach z swym dobytkiem
Miał że kąty domu wszystkie
I przez burzę nie zniszczone,
Ale suche, ocalone.
Morał z tego płynie taki –
Dom mieć skromny, jak ślimaki,
W niczym przecież nie zawadza
I nikomu nie przeszkadza.
Najważniejsze! – mieć schronienie.
Nieistotnym jest marzenie,
By zajmować to pałace,
W których często smutek płacze.
Dom to twoja jest wygoda,
Która tobie się podoba.
Jeśli komuś nie pasuje,
Kto zeń szydzi i żartuje,
Niech nie wchodzi w twoje progi,
Kiedy sercem jest ubogi.
Żaden z niego to przyjaciel,
Gdy drwi z ciebie w twojej chacie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz