wtorek, 2 października 2018

SPOKÓJ


Fale zgiełku się zdały zatracić w niemocy.
Wiatr na gałęzi przysiadł i nogami macha,
Wpatrując w moje okna wielkie, bystre oczy,
Chowając twarz w kołnierzu jesiennego płaszcza.

Czasem szumem zaczepi w śnie zastygłe liście
Czy szelestem rozrzuci kroki w szorstkiej trawie.
W dłoniach trzyma jarzębin purpurowe kiście,
Obserwując na niebie rozpięte żurawie.

Ludzie pędzą przed siebie jakoby w hipnozie
Szpilką wzroku przybici do płyty chodnika.
Suną niemo i szaro w przygarbionej pozie…
Rys ich w czasie się kruszy i powoli znika.

Mimo głębi spokoju, co w przestrzeń się wtapia
Kroplą wosku płonącej świecy przemijania,
Giną w sieci złudzenia, co ludzi obłapia
I nie widzą w swym życiu ni nadziei cienia.

A wiatr w drzewie schowany bacznie się przygląda
Tym osobom szuraniem butów przemieszczanym.
Ze współczuciem w ich oczy bezradnie spogląda,
Będąc w życiu codziennym niezauważanym.

A mnie serce w tej chwili zachwytem się budzi,
Głowa szczęściem zakwita, dusza się raduje,
Usta szepczą gorliwie modlitwą za ludzi,
Których mija to wszystko, co cudem pączkuje.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz