środa, 31 października 2018

PAMIĘTAM


Gdzie jest twój oddech, który jeszcze wczoraj
Chwytany bywał przez sieci firanek?...
Gdzie odgłos kroków?!, przecież to już pora,
Byś wrzątkiem zbudził dźwięki filiżanek…
Gdzie się podziały chrząkania, mruczenia,
Szelest gazety rozkładanej rankiem?...
Nie powiedziałeś przecież „do widzenia”.
Stoję na progu z pustym w dłoniach dzbankiem
I wzrokiem błądzę po splątanej ścieżce,
Wciąż wypatrując, czekając, że przyjdziesz.
Usycham nieraz w zadumie przy świeczce,
Kiedy nocami deszcz spływa po szybie…
Na kartkach książki widać twoje palce
Cieplutkim śladem przy numerach stronic…
Świt spaceruje w przezroczystej halce.
Pożółkłe liście śpią w obręczach donic.
Mroźne powietrze niczym na huśtawce
Szarpie gałęzie drzew żebrzących dłoni,
A w górze płyną mych wspomnień latawce,
Więc niebo żalem łzy współczucia roni…
Nie dokończyłeś dachówki układać.
Nie powiedziałeś, co chciałam usłyszeć.
Nie będzie dane nam ze sobą gadać.
Teraz już tylko goszczę w domu ciszę.
Zaglądam czasem do twego pokoju,
W którym wciąż mieszka cień twej obecności.
Żal, że cię nie ma, nie daje spokoju.
Pusty naparstek tej mojej radości…
Niekiedy myślę, co się z tobą dzieje?,
Gdzie tobie przyszło bywać dniem i nocą?
Gorzkawa litość w mym sercu szaleje
I oczy żalem się obficie pocą.
Skrzypieniem furtki wchodzę do ogrodu.
Chryzantemami wyplatam koszyki.
Wełnianą chustą bronię się od chłodu.
Na dłoniach błyszczą rosy koraliki.
Jesień się wdarła również w moją duszę,
Wiatrem zerwała listowie beztroski…
Wszędzie cię widzę, gdziekolwiek się ruszę.
Wciąż prześladują mnie twe nieme kroki…
Jutro zaniosę ci bukiety kwiatów,
Rozpalę ogień blaskiem wielu zniczy,
A teraz w pędzie mierzonego czasu
Jest moment, w którym nikt, nic się nie liczy,
Bo siadam właśnie przed świętym obrazem,
Aby za ciebie odmawiać pacierze,
Bo tylko wtedy możemy być razem,
Bo wtedy czuję twą obecność szczerze,
Modlitwy słowem w twe oczy spoglądam,
W modlitwie słyszę dźwięk twojego głosu.
Niczego więcej ponad to nie żądam,
Choć jestem smutna niczym fiolet wrzosu.
„Ojcze Przedwieczny…” – wciąż sieję błaganie –
„miej miłosierdzie dla nas…” – ciągle proszę –
„uświęć to nasze przyziemne rozstanie” –
I oczy w niebo mimowolnie wznoszę…
Tak mi dzień mija i noc mnie nachodzi,
A ja z różańcem na splecionych palcach
Wierzę, że jutro znów się rozpogodzi,
Ponownie razem zatańczymy walca.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz