czwartek, 29 maja 2025

MAJOWY WIECZÓR

Dzień zda się mlekiem zagęszczać powietrze,

W którym rozpuszcza się plasterek miodu.

Zaraz cynamon się w ten roztwór wetrze

Lub łyżka mroźnych, waniliowych lodów.


Zanurzę usta w tym kuflu słodyczy,

Na balustradzie balkonu siadając.

Lęk wysokości hart ducha wyćwiczy,

W tej sytuacji wyboru nie mając.


Będę jak kwiaty bawełny na wietrze -

Pudrem piżmowym lekko obsypana -

Nutki zapachu cytrusów najświeższe

Jakby na ciele skroplona piżama


Wtopią się we mnie jak rosa w źdźbło trawy,

Pod którą drzemie Ziemi w ogniu serce,

Akompaniując rytmem bez obawy,

Marzeniom w drodze, co sny wróżą wieszcze...


Zachód spuszczając na Słońce powieki

Rzuci w mą stronę przelotne spojrzenie.

Cisza zaś spłynie szumem bystrej rzeki,

Budząc w przestrzeni wymowne milczenie.


Będę wpatrywać się w błękit purpury,

W którym dryfują kądzielą strzępione

Bladoróżowe i perłowe chmury

W drzew upierzenie liściaste wplecione


Niczym pajęczyn poprutych niteczki,

Przez co falbany zieleni soczystej

Zdobią w gałęziach wszyte koroneczki

Mające odcień masy złoto-mglistej.


Kos gdzieś w sąsiedztwie, wdzięczność wyśpiewując,

Dotrzyma w chwili tej mi towarzystwa.

Synogarlica, trelom ów wtórując,

Skropi mą czujność niczym pora dżdżysta,


Świeżość myślenia we mnie wprowadzając

Po intensywnym ściganiu się z czasem...

Wówczas bezwiednie w stan błogi wkraczając,

Wzgardzę pośpiechem, szczującym hałasem,


Który napięcie włącza przerażeniem,

Że się spóźnionym jest wręcz nieustannie.

Wieczór ukoi mnie swym odprężeniem

Jakbym leżała w pełnej płatków wannie...


Szelest łaskocze niebo nieśmiałością.

Szum pod me stopy podpływa jak morze,

Spienioną wodą osiada z czułością

Na skórze z której odpływa w pokorze.


Słońce zniknęło, choć jasność się ścieli

O zabarwieniu srebrzystej szarości.

Trawniki w białej stokrotek pościeli

Wręcz zapraszają do swojej miękkości.


Odchylam głowę i wnet się unoszę

Na nieważkości, lekko się kołysząc.

Dyskretnym szeptem rozkoszy nie płoszę,

Jedynie cichość wyrazistą słysząc.


Dobranoc... - mówię warg niemal bezruchem

Z posmakiem mleka ciepłego na ustach.

Nim się gdziekolwiek z pieleszy poruszę,

Niech przestrzeń po mnie nie zostanie pusta. -


Dobranoc... zatem świecie na poduszce

Wypchanej snami niczym helem balon.

Zaraz mych marzeń latawce wypuszczę,

Które z gwiazdami niebawem się scalą.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz