Dzień zda się mlekiem zagęszczać powietrze,
W którym rozpuszcza się plasterek miodu.
Zaraz cynamon się w ten roztwór wetrze
Lub łyżka mroźnych, waniliowych lodów.
Zanurzę usta w tym kuflu słodyczy,
Na balustradzie balkonu siadając.
Lęk wysokości hart ducha wyćwiczy,
W tej sytuacji wyboru nie mając.
Będę jak kwiaty bawełny na wietrze -
Pudrem piżmowym lekko obsypana -
Nutki zapachu cytrusów najświeższe
Jakby na ciele skroplona piżama
Wtopią się we mnie jak rosa w źdźbło trawy,
Pod którą drzemie Ziemi w ogniu serce,
Akompaniując rytmem bez obawy,
Marzeniom w drodze, co sny wróżą wieszcze...
Zachód spuszczając na Słońce powieki
Rzuci w mą stronę przelotne spojrzenie.
Cisza zaś spłynie szumem bystrej rzeki,
Budząc w przestrzeni wymowne milczenie.
Będę wpatrywać się w błękit purpury,
W którym dryfują kądzielą strzępione
Bladoróżowe i perłowe chmury
W drzew upierzenie liściaste wplecione
Niczym pajęczyn poprutych niteczki,
Przez co falbany zieleni soczystej
Zdobią w gałęziach wszyte koroneczki
Mające odcień masy złoto-mglistej.
Kos gdzieś w sąsiedztwie, wdzięczność wyśpiewując,
Dotrzyma w chwili tej mi towarzystwa.
Synogarlica, trelom ów wtórując,
Skropi mą czujność niczym pora dżdżysta,
Świeżość myślenia we mnie wprowadzając
Po intensywnym ściganiu się z czasem...
Wówczas bezwiednie w stan błogi wkraczając,
Wzgardzę pośpiechem, szczującym hałasem,
Który napięcie włącza przerażeniem,
Że się spóźnionym jest wręcz nieustannie.
Wieczór ukoi mnie swym odprężeniem
Jakbym leżała w pełnej płatków wannie...
Szelest łaskocze niebo nieśmiałością.
Szum pod me stopy podpływa jak morze,
Spienioną wodą osiada z czułością
Na skórze z której odpływa w pokorze.
Słońce zniknęło, choć jasność się ścieli
O zabarwieniu srebrzystej szarości.
Trawniki w białej stokrotek pościeli
Wręcz zapraszają do swojej miękkości.
Odchylam głowę i wnet się unoszę
Na nieważkości, lekko się kołysząc.
Dyskretnym szeptem rozkoszy nie płoszę,
Jedynie cichość wyrazistą słysząc.
Dobranoc... - mówię warg niemal bezruchem
Z posmakiem mleka ciepłego na ustach.
Nim się gdziekolwiek z pieleszy poruszę,
Niech przestrzeń po mnie nie zostanie pusta. -
Dobranoc... zatem świecie na poduszce
Wypchanej snami niczym helem balon.
Zaraz mych marzeń latawce wypuszczę,
Które z gwiazdami niebawem się scalą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz