Stoi latarnia samotnie przy drodze,
Mej wyobraźni (wbrew oczekiwaniom)
Trzymając mocno niepokorne wodze,
Więc przystanęłam, głodnie patrząc na nią,
A ona, wisząc głową żałobnicy,
Spływa pod nogi strumieniem poświaty,
Która się sączy ze szklanej źrenicy
Jakby prowadząc umarłych w zaświaty,
I nawet nie drgnie, i się nie rozejrzy.
Wzrok jej pod stopy zdaje się rzucony.
Kto pod jej powiek tajemnicę wejrzy,
Zobaczy smutek żalem jej mącony.
Stoi w zadumie jak dama ze stali,
Która nad grobem pustym łzy swe leje.
Oko jasnością bladą wręcz się żali.
W zamarłej piersi cierpienie goreje.
Trochę mi matkę w bólu przypomina,
Co wywarami ziela odurzona
Samotnie żegna jedynego syna,
Bo choć milcząca, lecz niepogodzona
Ze stratą, której udźwignąć nie sposób,
Wrzeszczy lamentem, co ciszę rozsadza.
Gorycz jej żółcią wylewa się z oczu.
Odcięty język modlitwami włada,
A mimo wszystko... zda się niewzruszona,
Choć swą postawą bezlitośnie krzyczy.
Męką okrutną stoi powalona,
Gniew oraz gorycz trzymając na smyczy.
Patrzę jak wrasta odporna na drżenie
W ziemię, co falą traw do niej podpływa.
Słyszę w powiewach bezradne westchnienie
Wiatru, gdy szepcze, że jest nieszczęśliwa.
Kapelusz z blachy o szarym kolorze
W czerep jej zgrabny zda się wprasowany.
Z niego zaś woal w koronkowym wzorze
Zwisa na lico z pajęczyn utkany
I usztywniony powagę podkreśla
Siły głębokiej w asfalt zapatrzenia.
Myśl mnie nie popchnie w tej chwili najśmielsza,
Aby przejść obok, wychodząc z jej cienia.
Jakżebym mogła zdeptać tę żałobę,
Która się światła smutną łuną leje?!
Przechodzę zatem betonową drogę,
A dusza moja we łkaniu boleje,
Bowiem zostawiam w żalu żałobnicę,
Co się samotnie z swym cierpieniem zmaga.
W owej latarni wszak wyraźnie widzę
Człeka, którego świat bezduszny zdradza,
Gdyż, kiedy niesie krzyż swój na ramionach,
Życie się bawi, go nie dostrzegając.
On pod tym krzyżem udręczenia kona,
Twarz nieochrzczoną łzami obmywając.
Iluż jest ludzi cierpiących w sąsiedztwie,
O których zdarza się lekko rozprawiać,
Co świadczy tylko o uczuć kalectwie
Jakie ułudą zwykło się zastawiać? -
Z tą to refleksją wracam ze spaceru...
Latarnia zgasła a słońce wypełzło..
Pośród radości, obowiązków wielu
Smutkiem przez serce westchnienie mi przeszło.
Teraz zaś siedząc z kubkiem w obu dłoniach,
Widzę za oknem jasność w złotej szacie,
A mimo tego czuję na swych skroniach
Woal z pajęczyn podpięty pstrokacie
Oraz kapelusz z blachy żałobnicy,
Co się nad grobem pustym pochylała,
Sącząc strumienie ze szklanej źrenicy
Światła, którego gorzką łuną łkała.
grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz