środa, 28 maja 2025

POGODO!

Opłakujesz mnie, pogodo,

Za zmęczenie i porażki,

Za mą starość nazbyt młodą,

Utracone też igraszki,


Które winnam celebrować,

Będąc jeszcze małym dzieckiem.

Pragnę we łzach spacerować,

Bo przed tobą kryć się nie chcę.


Szarość, co się z nieba sączy,

Na wilgotną włożę skórę.

W chmury cierniem czarnych pnączy

Niczym lśniącym, kruczym piórem


Powyplatam gniewne włosy,

Tworząc rondo kapelusza,

Co pod którym w ogniu oczy

Zdradzą jak ma płonie dusza.


Strumieniami żalu swego

Jak dotykiem palców chłodnych

Zmyjesz z ciała dręczonego

Ból emocji niewygodny


I zroszonym swym oddechem

Jakby młyna zdrowym kołem,

Uderzając w pierś pośpiechem,

Puścisz nurty krwi padołem,


Bym poczuła pod stopami

Grunt stabilny codzienności.

Bezdennymi źrenicami

Wchłoniesz w głębię mnie litości


I zatopisz w wód bezkresach,

Co błękity w dół ściągają.

To jedynie mnie pociesza,

Że mnie łzy twe oczyszczają!


Siąpisz, łkając w głos, pogodo.

Kapiesz, dudniąc w parapety.

Chlapiesz, siorbiesz mi nad głową.

Strugą chłoszczesz mnie, niestety...


A na linach brzóz zielonych

Wiatr huśtając delikatnie,

Na mak tłuczesz dźwięk perłowy,

Którym liść niejeden trzaśnie,


Gdy nań kropla się rozpryśnie

Jak kryształu miał rzucony,

A w niej iskrą ledwo błyśnie

Płomień Słońca przygaszony.


Dygocząca w drzew koronach,

Roztrzęsiona w trawy łanach

Z kałużami w drżących dłoniach

I idąca na kolanach


Pokutować się wydajesz

Za me wszelkie przewinienia.

Płakać dzisiaj nie przestajesz,

Gorycz lejąc bez wytchnienia.


Pastelowe twe rozmycie

W chropowatych szybach okien

Bawi się wręcz wyśmienicie

Wobec pokus słabym okiem,


W którym jak w kalejdoskopie

Światło barwy załamuje...

Błądząc w kroplach mętnym wzrokiem,

Piękno twoje adoruję.


Ach... pogodo rozełkana,

W Getsemani uwięziona!...

Już nie płaczesz dzisiaj sama

Nad niedolą pochylona,


Czuwam bowiem w tym momencie,

Twe cierpienie odczuwając,

I w ów krzyku atramencie,

Łzy twe z słonych ust łykając,


Każde twoje zażalenie,

Każdy jęk twej bezradności,

Każde warg twych rozchylenie

Trute ciszą cierpliwości


Niosę w echo, co się wzrusza,

Szumem wody gardło płucząc,

Kiedy szloch je twój zagłusza,

Chlapą, ciapą wszem się pusząc


I spływając gęstym sznurem

Deszczowego rozmnożenia -

Wodospadów szklistym murem,

W kroplach czyniąc powiększenia


Elementów o wielkości

Jak na plaży ziarnka piasku.

Spostrzegawczość w swej bystrości,

Nim ten obraz zniknie w trzasku


Rozbijanych na kawałki

Szkiełek mżawki na mych rzęsach,

Wnet uchwyci hojność łaski,

Co objawia jako pierwsza


W chmur skropieniu pokarm bogów,

Jakim się upija życie.

Och... pogodo, witaj w progu!

Czuję dzisiaj się w zaszczycie,


Że cię gościć mam możliwość

Z kubkiem ciepłym w chłodnych dłoniach,

Kiedy patrzę przez twe szkliwo

Na deszcz szklący się na błoniach.

grafika pochodzi ze strony: tapeciarnia.pl



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz