Porusz się we mnie jako dziecię w łonie
Nadziejo, której niczym wody pragnie
Człowiek, co ogniem od środka płonie.
Niechaj choć kropla twego cienia spadnie
Na myśli, co są jak wyschnięte ziarna
Ziemią spieczoną grubo przysypane,
Nad którą krąży ptaków zgraja czarna,
Wiatry do boju przez echo wzywane,
I na uczucia, z których świat dziś szydzi
Jak z błazna, co się śmiesznym nie wydaje,
Oraz na honor, którego się wstydzi
Człek, co na imię swe dobre nastaje.
Dotknij mych ramion jak opuszką palca,
By z rąk, co siłą młodości nie grzeszą,
Wyrosły pióra, które rytmem walca
Niezdarne ciało i duszę pocieszą,
Bym mogła w nieba oblec się koszulę,
W koronę słońca rażącą bursztynem.
Niechaj niedolę do serca przytulę
Zanim na dobre niczym liść przeminę.
Daj się pogodzić, że niewiele mogę.
Naucz przyjmować pokornie porażki.
Pokaż, że umiem poderwać swą nogę
Dla wśród obłoków beztroskiej igraszki.
Spraw, by trud, który na butach osiada
Tumanem kurzu, zawsze miał znaczenie.
Bez ciebie bowiem życiu memu biada
A mej wędrówce jeno utrapienie,
Bez ciebie ciemność tylko mnie otacza,
Niemoc, co krzyżem wrasta się w me plecy.
Nicią Ariadny jesteś dla tułacza,
Aniołem, co ma me dobro na pieczy.
Prowadź mnie zatem płomieniem jasności
Do najlepszego, co nie nastąpiło.
Pragnę mieć pewność, ziemi dając kości,
Że zło mej duszy w drodze nie zniszczyło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz